Energiczna, żywiołowa i bezkompromisowa. Niekwestionowana gwiazda telewizji Dorota Wellman, gość specjalny konferencji EVENT MIX, w szczerej rozmowie z Robertem Załupskim opowiada o swoich pasjach, sukcesach, porażkach, rynku eventów i o tym – czy warto podejmować ryzyko.
Mówi Pani, że Jej żywiołem jest prowadzenie programów na żywo, podczas których wszystko może się zdarzyć. Czy w przypadku nieprzewidzianych zdarzeń stawia Pani na improwizację albo zawsze ma „plan B”?
Dorota Wellman: Nie możemy polegać na „planie B”. To są rzeczy zaskakujące, rzeczy których nikt nie jest w stanie przewidzieć, nawet wróżbita Maciej. W związku z tym improwizujemy. Wychodzimy z opresji obronną ręką, bo nie ma takiej sytuacji, której nie udało by się odkręcić i naprawić. Podobnie zresztą jest na eventach. Nic nie jest w stanie już mnie zaskoczyć. Na porządku dziennym są nagłe zmiany w scenariuszu, nieobecność gości, kłopoty techniczne – to stały punkt programu, zarówno w programie telewizyjnym, jak i wydarzeniu eventowym. Po prostu trzeba się nauczyć z tym żyć i umieć, oczywiście skutecznie, z tego wyjść.
Czy zdarzają się również sytuacje, w których sami uczestnicy eventu czy też programu sprawiają kłopoty?
Tak. Nie wiem o jakich kłopotach Pan mówi, bo specyfika eventu i programu TV jest nieco inna.
Czasami pewnie dochodzi do negatywnej interakcji między prowadzącym a gościem?
W programach ludzie są zestresowani, zdenerwowani i trzeba ich rozmasować, pomóc im przebrnąć przez sytuację, która dla nich wydaje się być wyjątkowo stresująca. Za każdym razem jestem wsparciem dla swojego gościa. Może być też sytuacja, że gość jest niechętny, że został przymuszony przez produkcję filmową, bądź swoich przełożonych do tego, żeby wystąpić w telewizji. Z tego też musimy wybrnąć. Tak, żeby gościowi i sobie nie zrobić krzywdy. Są goście którzy zdecydowanie nie nadają się do wystąpień publicznych. Na wszystkie pytania odpowiadają „tak” albo „nie”. Takiej osobie też pomożemy, właściwie odpowiadając za gościa. Nie mamy innego wyjścia, a nie chcemy przecież mu podziękować w programie czy też na scenie po dwóch minutach wstępnej rozmowy.
W przypadku eventow jest podobnie. Zdarzają się osoby zestresowane, które mają na przykład współprowadzić program, a są ważnymi osobami w firmach. Ja mam być wsparciem, ramieniem, które pomoże, poprowadzi. Muszę wtrącić słowo jeśli widzę, że gość zagubił się, bo się niestety wyuczył swojego wystąpienia na pamięć. A tu „pyk”. Coś się zawiesiło i nie potrafi tego odtworzyć. Wtedy wchodzę ja, cała na biało, żeby natychmiast pomóc, wspomóc i pociągnąć imprezę do przodu. Są też inne sytuacje, w których goście próbują się rozluźnić przed wejściem na scenę. Tych sytuacji bardzo nie lubię. Uważam, że zasada „w pracy nie piję” jest zasadą obowiązującą wszystkie strony. Niestety, alkohol plus adrenalina to koktajl, którego nie powinniśmy stosować. Działa zwalniająco lub przyspieszająco na mowę. Nie reagujemy poprawnie. Lepiej, aby inni uczestnicy wydarzenia takich sytuacji nie widzieli.
Jakie najczęściej popełniane są błędy na linii prowadzący – organizator?
Najczęstsze błędy to brak umiejętności wcześniejszego sprecyzowania, ile będą trwały poszczególne elementy eventu. To jest stały błąd. Bardzo często mówię, że ten punkt programu nie będzie tyle trwał, za to wręczenie nagród na pewno zajmie więcej czasu, to organizator potrafi nie słuchać. Ja i Marcin Prokop mamy naprawdę ogromne doświadczenie w eventach, więc warto nas posłuchać. Brak precyzyjności w scenariuszu do ostatniej chwili jest zagrożeniem dla wydarzenia. Nie może dochodzić także do niekończących się poprawek w programie eventu. Rozumiem, że jest część rzeczy, które wychodzą w ostatniej chwili, ale większość naprawdę da się wyeliminować lub ustalić wcześniej.
Kłopotliwe jest również, gdy ze strony agencji kilka osób jest odpowiedzialnych za event. To jest rzecz, która naprawdę nas rozwala, bo nie wiemy kogo mamy słuchać. Dobrze jeśli jest jeden człowiek, który przekazuje te wiadomości i koordynuje całość.
Problemem są też niedopracowania w scenariuszu. Czegoś nie ma, czegoś nie wiemy, coś nie zostało wpisane. Taki chaos zdecydowanie utrudnia pracę prowadzącym.
Jakie są Pani zdaniem trzy dobre, kluczowe cechy prowadzącego?
Dobry prowadzący powinien lubić ludzi. Dobry prowadzący powinien być bystry, bo znajduje się w różnych sytuacjach, prowadzi rozmaite imprezy wielu firm i musi być do każdej z tych imprez bardzo dobrze przygotowany. Musi być też dowcipny, bo dowcip i poczucie humoru ratuje nas wszystkich w trudnych sytuacjach.
Jak ocenia Pani marketingowy potencjał eventów w Polsce? Czy biznes umiejętnie je wykorzystuje?
Moim zdaniem, eventy stały się bardzo przewidywalne. Nie poszukujemy nowości. A jeśli nie poszukujemy nowości, jest moda na kręcenie filmów, robienie imprez stylizowanych, gier terenowych itp., to wszyscy robią to samo. Myślę, że jest wiele rzeczy, które można zaproponować pracownikom, gościom, swoim klientom, które byłyby zaskakujące, ciekawe, wciągały do wspólnej zabawy, integracji.
Wiele eventów jest spotkaniem towarzyskim zakończonym popijawą. Wielka szkoda, bo firma może się świetnie w czasie takich eventów zaprezentować tylko trzeba znaleźć na to oryginalny, ciekawy i dobry sposób. Trzeba pamiętać, że klienci czy pracownicy mają takich imprez kilkanaście. Jeśli wszystkie będą wyglądały tak samo, to powieje nudą.
Zdarzają się propozycje prowadzenia wydarzeń, które Pani odrzuca?
Tak, zdecydowanie. Nie uczestniczę w prywatnych imprezach okolicznościowych osób bogatych, którzy chcieliby mieć prowadzącego na weselu, na imieninach, na 60. urodzinach itd. Unikam także występów w galeriach handlowych, chyba, że jest to coś wyjątkowego. Wyjątkowy pokaz, wyjątkowa okoliczność.
Staram się, by w moim życiu zawodowym było pół na pół imprez komercyjnych i charytatywnych, które robię z wielką radością.
Odmawiam także ze wzglądu na samą firmę, organizatora. Nie poprowadziłabym eventu firmy, która daje gangsterskie pożyczki, gdzie trzeba oddać 500 albo 5000 % więcej. Nawet gdyby oferowali dużo pieniędzy, takie wydarzenie mnie nie interesuje.
Z Marcinem Prokopem tworzycie charyzmatyczny duet. Jaki jest przepis na dobry, zgrany zespół?
Lubić się, szanować, być lojalnym wobec siebie. Podstawą jest złapanie pewnego rodzaju chemii, prawie jak w miłości, naturalna, prawdziwa relacja między osobami. Wtedy jest szansa, że taki duet będzie dobry i będzie trwał. Jeśli jest to duet, który został stworzony sztucznie, który się nie znosi, jak tylko kończy się program, gasną światła, kończy event, najchętniej wbiliby sobie nóż w plecy to nic z takiej współpracy nigdy nie będzie.
W tytule Pani wystąpienia podczas EVENT MIX pojawia się zdanie: „kto nie ryzykuje, ten nie ma szansy na sukces”. Czy ryzyko jest wpisane na stałe w nasz rozwój?
Tak. Myślę, że jeśli ktoś tego nie docenia i boi się bardzo, to będzie stał w miejscu. Uważam, że należy ryzykować, nawet jeśli później ponosimy porażki. Porażki także są wpisane w część naszego sukcesu i nie ma mowy, żebyśmy przez całe nasze życie szli tylko ścieżką sukcesu. Ryzyko pozwala nam się także rozwijać. Każda zmiana związana z ryzykiem może nam przynieść absolutnie nowe doświadczenia i popchnąć nas do przodu.
Kiedy Dorota Wellman podjęła największe ryzyko? Pamięta Pani?
Wiele zawodowych doświadczeń było podszytych ryzykiem. Przejście z radia do telewizji bez telewizyjnej urody, to jest zdecydowanie ryzyko. Przejście z telewizji publicznej, w której pracowałam przez 20 lat, do telewizji komercyjnej, o zupełnie innych wymaganiach, było dużym ryzykiem.
Stworzenie duetu z Marcinem, a potem wspólna praca było ryzykiem. Mogło się nie udać, a przecież się udało.
Zagranie w filmie Andrzeja Wajdy było ryzykiem, ale opłaciło mi się, bo w życiu już mi się nie powtórzy to, że będę mogła w swojej biografii wpisać – zagrałam u Wajdy.
Podejmuje to ryzyko, tak samo często w życiu zawodowym, jak i w prywatnym. W wielu rzeczach zaryzykowałam i nie żałuję, a na wielu poległam i to dosyć poważnie.
Dorota Wellman poległa na jakiejś rzeczy?
Oczywiście. Nie udały mi się programy telewizyjne, które budziły wielkie nadzieje na to, że pokażę się z innej strony. Programy okazywały się klapą. Można po takiej klapie po prostu już nigdy nie próbować robić czegoś nowego. To mnie zaboli, upadnę i znów się podnoszę. Myślę, że ten sposób jest lepszy, niż tchórzostwo i nie ryzykowanie w swoim życiu zawodowym.
[galeria=”1″]
Skąd Pani bierze w sobie tyle pozytywnej energii?
Nie mam zielonego pojęcia. Po prostu tak mam od urodzenia, tak mam po rodzicach. Nie odziedziczyłam po nich pieniędzy ani majątku, za to odziedziczyłam dobrą energię.
Przeszła Pani do telewizji komercyjnej. Jaki jest Pani stosunek do branży reklamowej?
Korzystam z niej jako konsument, więc mam do niej stosunek zdecydowanie pozytywny.
Co skłoniło Panią do wzięcia udziału w kampanii Lidla? Decyzja była dość szeroko krytykowana.
Nie bardzo rozumiem taką krytykę. Brałam poprzednio udział w przeróżnych reklamach i jakoś nikt się tak nie podniecał. Były co prawda trochę mniejszymi kampaniami, ale także widocznymi.
Kwestia naszej polskiej mentalności i zazdrości?
Przyznam szczerze, że zupełnie mnie to nie obchodzi. Mnie raczej obchodziło to, jaką jakość będzie miała ta kampania. Uważam, że z Karolem zrobiliśmy naprawdę dobrą robotę. Znowu udało mi się nawiązać duet z kimś ciekawym. Zrobiliśmy dowcipne, fajne reklamy, które odchodzą od schematu reklamowania dużych supermarketów. Do tego mini-reklamę gadaną, będącą takim małym programem telewizyjnym, który ma ze sobą nieść wartości poznawcze. Ryzykując wydaje mi się, że nie poniosłam klęski. Mogą sobie ludzie krytykować. Zawsze będą to robić. Musimy być w naszym zawodzie gotowi na nieustanną ocenę, ciągłą krytykę. Trzeba się liczyć, że nie będą to same pochwały.
A jak Dorota Wellman rodzi sobie z hejtem w Internecie?
Mam ten hejt centralnie w dupie.
Decyzja o przekazaniu części honorarium nie była odpowiedzią na tą krytykę?
Absolutnie. Przypomnę, że już wcześniej przekazałam pieniądze z poprzedniej reklamy na cele charytatywne. Jak mi się zdarzy kolejna reklama, to zrobię dokładnie to samo.
Wspiera Pani także kampanie społeczne. Ostatnio dość dosadnie, ale trafnie wypowiada się Pani w kampanii przeciwko homofobii. Czy kampanie społeczne muszą mieć tak wyrazisty przekaz, aby dotrzeć do odbiorców?
Moim zdaniem muszą, bo już cichego, miłego i grzecznego głosu zwracającego uwagę na ważne rzeczy społeczne – nikt nie słyszy!
Według „Gazety Wyborczej” jest Pani jedną z najbardziej wpływowych kobiet w polskich mediach. Jak Pani ocenia show biznes?
Czy chcę, czy nie chcę jestem jego częścią. Natomiast jakoś się nim nie zachłystuje Nie uważam, że jest to świat, do którego jest mi wyjątkowo blisko. Ze względu na charakter mojej pracy i rodzaj programu jaki prowadzę, jestem związana z show biznesem. Pewne rzeczy mi się podobają. Inne, niekoniecznie. To jest normalne.
Dużo Pani czyta. Naprawdę siedem książek tygodniowo?
Czasami i więcej. Naprawdę je „połykam”. Jestem kolekcjonerem książek i czytam kilka książek na raz. Stąd też taka ilość. Jestem pożeraczem słowa drukowanego. Potrafię się „pobić” rano z mężem o gazetę.
oJakie pozycje przeczytane ostatnio poleciłaby Pani naszym czytelnikom?
1. „Spacerownik Warszawa w filmie” Jerzego S. Majewskiego.
2. „Cyganie. Spotkanie z nielubianym narodem” Rolfa Bauerdicka.
3. „Grecja po mojemu” Marcina Pietrzyka.
4. „Pani Furia” Grażyny Plebanek.
5. „Kryzysowa narzeczona” Andrzeja Mogielnickiego.
6. „Dziewczyna Misia” o Krystynie Podlewskiej.
Teraz czytam także książkę o etyce w życiu społecznym. Czytam jak widać od Sasa do Lasa. Tu literaturę. Tu wywiady. Tu biografię.
Czego życzyć Dorocie Wellman, poza czasem na czytanie kolejnych książek?
Żeby mnie kręgosłup nie bolał. Takie mam drobne życzenie. Resztę rzeczy, które bym sobie życzyła, muszę sobie sama wypracować.
Rozmawiał Robert Załupski
Dorota Wellman – Dziennikarka telewizyjna, radiowa i prasowa. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Filologii Polskiej I Historii Sztuki.
Razem z Marcinem Prokopem tworzy charyzmatyczny duet w programie Dzień Dobry TVN. Z Pauliną Młynarską prowadzi w TVN Style program „Miasto kobiet”. W przeszłości znana również z programów telewizyjnych m. in. „Podróże z żartem”, „Clever – widzisz i wiesz”, „Czytam, bo lubię”, „Ten jeden dzień”, „Pytanie na śniadanie”.
Felietonistka Wysokich Obcasów. Z prasą była związana także za pośrednictwem tytułów takich jak „Gala”, „Viva”, „Fashion Magazine” czy „Existence”. Autorka książki „Ja nie mogę być modelką?!”.
Nie obca jest jej także kariera filmowa w charakterze reżyserki, producentki i aktorki (m. in. u Andrzej Wajdy wcieliła się w role Henryki Krzywonos w obrazie „Wałęsa. Człowiek z nadziei”). W sferze radiowej współpracowała m. in. z Radio Solidarność, Radio Eska, Radio Zet i Tok FM.
Laureatka licznych nagród, m. in. Wiktory w kategorii Prezenter Telewizyjny w 2010 roku, InicjaTOR 2015 (MediaTory), Europejska Nagroda Tolerancji 2014, a także wielu. Według rankingów Gazety Wyborczej i Wprost jedna z najbardziej wpływowych kobiet w polskich mediach. Kobieta Roku 2016 magazynu Twój Styl.
Wzwiad ukazał się w OOH magazine. Wersja online znajduje się TUTAJ