Agencja eventowa PowerEvents w 2017 roku obchodziła swój jubileusz 10-lecia działalności na rynku. Jest to okazja do podsumowań i prezentacji planów na kolejne lata. Z tej okazji rozmawialiśmy z właścicielem firmy Pawłem Haberką, o tym jak wspomina ten okres.
Jak się Pan czuje jako 10-latek?
Świetnie.
PowerEvents to…?
Grupa fantastycznych ludzi, którzy kochają swoją pracę. Managerowie bardzo ambitni i profesjonalni w swoich działaniach.
Z pewnością odpowiadał Pan już wiele razy na to pytanie: jak rozpoczęła się działalność PowerEvents? Skąd pomysł?
Tak, wiele razy już miałem okazje opowiadać o początkach, ale z przyjemnością zrobię to jeszcze raz (śmiech). Po studiach na Politechnice Wrocławskiej rozpocząłem pracę na etacie. Przez 6 lat pracowałem w kilku korporacjach, jednak czułem, że to nie jest to. W jednej z firm otrzymałem zadanie przygotowania serii eventów dla pracowników. Nie ukrywam, że bardzo mi się to spodobało. Tym bardziej, że zawsze „ciągnęło mnie na scenę”. Ponieważ eventy odbywały się w różnych regionach kraju, współpracowałem z kilkoma agencjami eventowymi. Niestety, w dwóch przypadkach bardzo mocno rozczarowała nas jakość usługi. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że warto zaryzykować i założyć własną firmę. Za zgodą żony (śmiech) odważyłem się i zarejestrowałem działalność. Nie miałem żadnego doświadczenia, kontaktów, znajomości, ale do odważnych świat należy. Wiedziałem jedno, że będę stawiał na Jakość przez duże J.
Jak wyglądały początki?
Ciekawie. Pamiętam, że gdy otrzymałem pierwszą wycenę na stronę internetową o wartości 1 500 PLN myślałem, że dostanę zawału i ile jeszcze będzie tak wysokich kosztów dodatkowo? Od tamtego czasu strona zmieniła się 3 razy i najnowsza kosztowała o wiele więcej (śmiech). Fakt, że agencja wystartowała niemal na progu rozpoczynającego się ogólnoświatowego kryzysu, też mocno dał się we znaki. Obserwowałem inne agencje i nie ukrywam, że zazdrościłem każdej realizacji. Z czasem zaczęły spływać zapytania, większość przetargów przegrywaliśmy, ale po 8 miesiącach od startu, klient zdecydował się… Jaka to była radość! Skrupulatnie analizowałem każdy detal imprezy, eliminując potencjalne zagrożenia, a był to event dla 45 osób. Pierwsze dwa lata działalności pracowałem głównie sam z pomocą najbliższych. Jednak zapytań było coraz więcej i przyszedł moment na zatrudnienie pierwszych osób. W pierwszej kolejności pojawił się jeden manager, ale już za kilka miesięcy doszło czterech nowych. Jednym z nich jest Ola, obecnie manager zarządzający. Tak, w wielkim skrócie wyglądały początki PowerEvents.
Na swojej stronie internetowej piszecie, że wyróżnia Was kreatywność i pomysłowość, to tak jak 90% innych agencji eventowych. W czym Wasza odznacza się na tle konkurencji?
Branża eventowa to przede wszystkim kreatywność, więc nie powinien dziwić fakt, że każda firma pisze, że jest kreatywna. Jeżeli, chodzi o nas to nasza kreatywność jest głównie zależna od klienta, na ile nam „pozwoli” zaszaleć. Nie mówimy tu tylko o budżecie, ale odwadze klienta. I udało nam się właśnie takich spotkać na swojej drodze. Bez nich nie powstałyby takie tematy imprez jak: „Podziemny Krąg”, „Route 66” czy „Przyjaciele”. Zawsze jednak pamiętamy, żeby też nie przedobrzyć. Lubimy zaskakiwać scenografią, unikalnymi pomysłami, ale wplecionymi w pewne standardowe ramy. Ważny jest dla nas odbiór wydarzenia przez uczestników, dlatego już na etapie projektowania eventu, pytamy klienta jakie odczucia chciałby, aby mieli uczestnicy imprezy po jej zakończeniu.
Agencja PowerEvents obchodzi 10-lecie swojego istnienia. Przez te wszystkie lata zrealizowaliście niezliczoną liczbę wydarzeń. Które z nich stanowiło największe wyzwanie i dało agencji najwięcej satysfakcji?
Jak każda agencja mamy w swoim portfolio wydarzenia, z których jesteśmy wyjątkowo dumni i dały nam wiele satysfakcji, ale też nas dużo nauczyły. Spora część imprez to typowe eventy bez wielkiej kreacji, ale zawsze staramy się „wrzucić” coś unikalnego, co zapadnie w pamięć uczestnikom. Dumni jesteśmy przede wszystkim z faktu, że jak na prawie 700 realizacji nie mieliśmy spektakularnej wpadki. Zdarzyły się małe niedociągnięcia, ale były one całkowicie niezależne od nas np. technika zawiodła na próbach, nie dojechał jeden z członków kabaretu. Żadne z nich nie wpłynęły na jakość wydarzenia i były tylko znane nam. Eventy to emocje, wyjątkowe relacje z klientem. Osobiście jestem fanem kreowania otwarć i jubileuszy, zwłaszcza kiedy klient daje wolną rękę. Z tych większych, które zorganizowaliśmy, zapamiętamy Międzynarodową Konferencję Eurofi, gdzie pojawili się przedstawiciele całego świata rynku finansowego. Warto wspomnieć również o uroczystym otwarciu fabryki LG, gdzie zaproszeni byli dealerzy i prasa z różnych kontynentów, i tu nie zapomnimy współpracy przy tym wydarzeniu z agencją eventową z Korei. Zorganizowaliśmy też piknik dla 25 000 uczestników.
Współpracujecie z wieloma znanymi markami. Co sprawia że, wracają do Was?
Mówiąc krótko, dajemy gwarancję spokoju i jakości. Od początku też jesteśmy zawsze szczerzy i staramy się doradzać. Nie przytakujemy klientowi. Tylko jasno sygnalizujemy, jeżeli coś jest nie tak lub uważamy, że dany pomysł trochę nie pasuje. Wydaje mi się również, że widać po całym naszym teamie, że jesteśmy pasjonatami tego, co robimy. Po pierwszym spotkaniu wiele barier upada i relacja jest już inna. A następnie potwierdzamy wszystko dobrze przeprowadzonym eventem. Jak można być niezadowolonym?
Jak pozyskujecie nowych klientów?
Szczerze, to od 2 lat nie mamy na to czasu. Mamy stałe grono klientów i bardzo dużo nowych realizacji z polecenia. Nie mamy żadnego handlowca lub osoby pozyskującej kolejne zlecenia.
Dużo mówi Pan o jakości Waszych imprez. Czy faktycznie tak mocno dbacie o ten element?
Tak. Od 3 lat obowiązują w firmie konkretne procedury i mimo że nie jesteśmy wielką korporacją, każdy manager musi ich przestrzegać. Nie ma od nich odstępstw. Jedną z nich jest odmówienie składania ofert. Jesteśmy na tyle dużą agencją, że nie możemy podjąć ryzyka ewentualnych niedociągnięć. Jeżeli, w naszej ocenie, oczekiwania klienta nie są adekwatne do np. budżetu, wolimy zrezygnować. Jakość zapewnia nam też stałe grono podwykonawców. Dziś bardzo ciężko jest „wejść” nowej firmie i świadczyć dla nas usługi. Każdy nasz partner biznesowy ma podpisaną umowę o współpracę, gdzie jest więcej zapisów o karach niż samych warunków współpracy (śmiech).
Jak przez te wszystkie lata Waszej działalności zmieniał się rynek eventowy?
Rynek przez 10 lat zmienił się, a my razem z nim. Wspominałem wcześniej, że rozpoczęliśmy działalność w okresie kryzysu gospodarczego i pozyskanie wtedy konkretnych zleceń graniczyło z cudem. Bardzo ważne, że świadomość klientów jest coraz większa i podejmują świadomie decyzje, jak i dokładnie precyzują swoje oczekiwania. Pamiętamy szał na eventy z quadami i paintballem, niemal każdy wyjazd integracyjny nie mógł obyć się bez tych atrakcji. Dziś szczerze nie pamiętam, kiedy ostatni raz zorganizowaliśmy taki event. Co roku pojawiają się nowe atrakcje, które prezentujemy w ofertach. Jednak nic nie zastąpi kreatywności. Prawdziwym wyzwaniem są na przykład eventy dla stałego klienta, gdzie co roku trzeba stworzyć program lepszy niż w poprzednim roku. Co myślę o samej branży? Z pewnością rynek eventowy jest ustabilizowany. Zdarzają się małe wojny między agencjami, ale uważam, że wina leży po stronie klientów, którzy dość często wykorzystują nieuczciwie pomysły firm eventowych. Widoczna jest też obawa klientów przed współpracą z agencjami spoza Warszawy. Wiele razy spotkaliśmy się właśnie z takim nastawieniem. Kiedy jednak ktoś odważył się i zaczął działąć z nami, zmienił zdanie, a po realizacji nie było już żadnych niejasności. Ważne jest, aby każda firma eventowa, mierzyła swoje możliwości na zamiary. Warto z każdym zleceniem zdobywać doświadczenie i wyciągać wnioski.
2017 rok to przede wszystkim Wasz jubileusz. Obchodziliście go w jakiś wyjątkowy sposób?
Długo zastanawialiśmy się nad formą obchodów 10-lecia, tym bardziej, że odpowiadamy za kreatywne wydarzenia. Ostatecznie stwierdziliśmy, że podzielimy się tym czym zajmujemy się na co dzień. Tak zrodził się pomysł 10 wydarzeń na 10 lat, skierowanych do mieszkańców.
Na przestrzeni całego roku zorganizowaliśmy m.in. event dla seniorów, którzy poznali VR, wynajęliśmy tramwaj, w którym odbyło się wielkie party na szynach. Była też adopcja kameleona we wrocławskim Zoo, wsparcie finansowe zespołu cheerleaders, który został zaproszony do USA przez Marcina Gortata. Wyjątkowe było też odnowienie jednej z kamienic i spotkanie Instameet Emotions. Wielki finał to pojawienie się na wrocławskim rynku naszego własnego krasnala. Oczywiście były też wewnętrzne akcje, ale o nich cicho sza…
Gdzie by Pan był, gdyby nie PowerEvents?
Z pewnością pracowałbym w jakiejś korporacji. W mojej ocenie byłaby to praca związana z szeroko rozumianym pojęciem logistyki.
Czy i co zmieniłby Pan, gdyby mógł rozpocząć wszystko od początku?
Patrząc z perspektywy czasu, nie byłoby wiele takich zawodowych rzeczy. Może kupiłbym inne auto? (śmiech).
Jakie macie plany na kolejne lata?
Nie planujemy, cieszymy się z tego co już osiągnęliśmy. Droga jaką idziemy jest jak najbardziej sensowna i przynosi efekty, nie chcemy jej zmieniać. Oczywiste jest, że zależy nam na ciągłym rozwoju i nowych zleceniach, ale nie za wszelką cenę.
Określamy z początkiem roku pewne ramy i założenia, ale często jest to weryfikowane przez codzienność. Ważne jest, aby każdy event był satysfakcjonujący dla klienta i dla nas.
Czego można Wam życzyć?
Zdrowia, działającego Internetu i telefonów.
Rozmawiał Andrzej Kuczera
Wywiad ukazał się w OOH event! Pobierz wersję online: TUTAJ.