Zawód eventowca od wielu lat jest w czołówce najbardziej stresujących zawodów świata, a catering bezsprzecznie stanowi integralną część każdego eventu. Jesteśmy obarczeni ogromnym stresem i ryzykiem. Nasi klienci na całe szczęście nie mają pełnej świadomości zagrożeń, ale to zupełnie tak jak z kontrolerami lotu, którzy muszą mieć zaplanowaną każdą minutę przestrzeni powietrznej.
Wszystkie sytuacje kryzysowe, które nas spotykają są całkowicie nieprzewidywalne. Nasze ponad 30-letnie doświadczenie pozwala nam na zminimalizowanie zagrożeń, ale ryzyko zawsze istnieje. Jesteśmy ubezpieczeni na wszystkie wydarzenia losowe, ale stres pozostaje. Tym bardziej, że świadomość, która wynika z tysięcy zorganizowanych imprez jest naprawdę ogromna. Zawsze przeprowadzamy szczegółowy wywiad, może nawet jesteśmy niejednokrotnie zbyt drobiazgowi w zdobywaniu wiedzy, ale to jest właśnie droga do sukcesu. Nie podejmujemy się wyzwań, które są kompletnie nieprzemyślane i nie kierujemy się zasadą „jakoś to będzie”. Wszystkie detale są jak puzzle, które układają się w jedną całość. Trzeba pamiętać, że działamy na żywym organizmie. Wszystko jest „live” i nie ma powtórek. Trzeba być czujnym i reagować natychmiast. Podstawą w naszej pracy jest sprawna komunikacja. Na przestrzeni tych wszystkich lat mieliśmy wiele ciekawych, śmiesznych i strasznych sytuacji, to one pozwoliły nam być w tym miejscu, w którym w tej chwili jesteśmy.
Jak sięgam pamięcią to jednym z ciekawszych doświadczeń była organizacja eventu dla marki farmaceutycznej przez agencję BC Media w Wieliczce. Kolacja zasiadana przy okrągłych stołach. Cały ciężki sprzęt zwożony na głębokość 125 metrów maleńkimi windami, do których wchodził nam jeden okrągły stół. Stres ogromny tym bardziej, że montaż był w czasie pracy kopalni. Presja czasu i niemoc. Na szczęście udało się! Drugorzędną sprawą było to, że po zakończonej imprezie nie mogliśmy wydostać się na zewnątrz, bo sztygarzy zakończyli zmianę i musieliśmy czekać do rana.
Zabawna sytuacja miała miejsce w Teatrze Polskim podczas 90. urodzin Pani Ireny Kwiatkowskiej. Do krojenia tortów używaliśmy prawdziwej szabli, która tego dnia była również używana na innej imprezie. Musieliśmy więc szybko ją przetransportować do Teatru. Na uroczystości była obecna Pierwsza Dama, Pani Jolanta Kwaśniewska z ochroną BOR-u. Obsługa BOR-u widząc biegnącego człowieka z szablą prawie go obezwładniła.
Kolejna sytuacja w Zamku Ostrogskich w Warszawie. Wejście na rynek firmy Schiesser, koncert, krótka konferencja i cocktail. Agencja z Wrocławia stawiająca pierwsze kroki na warszawskim rynku. U nas spokojnie, wszystko pod kontrolą, ale wpadają koledzy z agencji i mówią, że tłumacz miał wypadek samochodowy i nie może dotrzeć na imprezę, która zaczyna się za godzinę. Mamy Niemców, którzy bynajmniej nie rozumieją polskiego i Polaków, którzy bez tłumacza nie dadzą rady. Podobna akcja, samochód na sygnale i tłumacz pojawia się na Tamce.
Jeszcze jedna dramatyczna sytuacja, której doświadczyliśmy to otwarcie nowej siedziby naszego stałego klienta. Montaż w toku, wszystko idzie zupełnie bezproblemowo. Jedzenie mamy na miejscu, piece podłączone gotowe do pracy, kelnerzy po odprawie przebrani i gotowi do obsługi gości. Odpalamy piece… i przepięcie totalne! Koszmar! Wszystkie urządzenia grzewcze szlag trafił. Mamy zimne przekąski, ale dań gorących brak… Jak w złym śnie… to nie może się dziać naprawdę, mamy godzinę do przyjścia gości. Całe szczęście pomagają nam zaprzyjaźnieni restauratorzy i samochody jeżdżą wahadłowo z gorącym jedzeniem. Klient niczego nieświadomy, zachwala jedzenie i gratuluje.
No i kolejne wyzwanie. Ramówka jednej ze stacji telewizyjnych… telefon o 14:00 od zaprzyjaźnionej agencji, że natychmiast trzeba zorganizować salonik VIP w siedzibie klienta. Bufet z przekąskami, napoje, wino, dekoracje ze świeżych kwiatów, obsługa kelnerska, sprzęt.
Na wszystko mamy 2 godziny! Ekspres maksymalny, wszystkie ręce na pokład. Kucharze w pośpiechu przygotowują finger foody, dział techniczny kompletuje i wysyła sprzęt. Jedziemy po obrusy, na giełdę po kwiaty, ogarniamy kelnerów, zawozimy jedzenie. Uff… Daliśmy radę. Uśmiech i zadowolenie klienta bezcenne.
Po tych wielu latach doświadczeń z pokorą patrzymy na wszystko i cenimy to, co daje nam każdy nowy dzień.
Emilia Melon-Olchowicz, Właściciel, Melon Party Serwis Catering.
Materiał ukazał się w ostatnim numerze OOH event!, pobierz bezpłatnie TUTAJ.