–
Jak wyglądał początek Waszej działalności? Czy to typowa historia z garażem w tle?
Nie, nasza historia zaczyna się zdecydowanie inaczej. Zaczynałem działalność od świadczenia usług konfekcji dla dużych marek kosmetycznych i wydawniczych. Co ciekawe, otworzyłem firmę po kilku mało ciekawych wydarzeniach życiowych, a dzięki jednemu z nich, początek to minus 10 000 zł na koncie.
Ale wracając: nie garaż, a dwa pomieszczenia biurowe w kompleksie handlowym, gdzie cały zespół biegał na piętro z materiałami do pracy oraz – zwrotnie – z towarem do wysyłki. Zapakowanie TIR-a towaru bywało wyzwaniem. Na szczęście ten etap minął szybko, a biura zamieniliśmy na dwie duże hale, jedna dla konfekcji (koniec ze schodami), druga na pierwsze maszyny. Ostatecznie skończyliśmy na ciasnych (450 m2), ale własnych budynkach, gdzie w tej chwili trwa ciągła rozbudowa parku. Powoli zaczyna wymuszać to na nas powiększenie powierzchni produkcyjnej.
Teraz biuro – pokój hucznie zwany showroomem – jest oddalone o 20 km od siedziby i właśnie jest zamieniane na większe, gdzie ma znajdować się jeszcze dodatkowa sala obsługi.
Które momenty z życia firmy określilibyście jako ważne?
Dla mnie przełomem na początku działalności była konferencja branżowa u jednego z producentów tektury, na której otrzymałem bardzo dużą dawkę danych, pogląd na całą branżę opakowań w Europie i kierunki zmian, jakie są planowane. Informacje te pozwoliły mi na bardzo dokładne określenie kierunku, w jakim ma podążać firma, co zmieni się w najbliższych latach, gdzie zmierza branża, i jakie wytyczne daje nam Unia. Pierwszymi i bardzo istotnymi (z perspektywy czasu) zmianami było ukierunkowanie sprzedaży na rynek europejski, nie tylko zachodni. Rozmowy z klientami wpłynęły na decyzję o niezamykaniu się na jednym rodzaju opakowań. Resztę pozostawię sobie na inną okazję, gdy zostaną już zrealizowane (uśmiech).
Kolejnym ważnym momentem była decyzja o powiększeniu parku maszynowego, a w zasadzie zwiększaniu automatyzacji produkcji, oczywiście na tyle, na ile możemy. Zakup maszyn pod specyfikę naszej produkcji, według potrzebnych nam wytycznych – to choćby stół do okładek o przedłużonym formacie. W chwili obecnej możemy produkować rigid boxy, czyli tak zwane twarde opakowania, w każdej wersji – od zamykanych wiekiem, przez magnetyczne, szuflady oraz wersje rozkładane na płasko czy frezowane i wiele innych mniej lub bardziej skomplikowanych opakowań.
Co składa się na ofertę BeJoy? Czym wyróżniacie się na rynku?
Jako producent opakowań i materiałów reklamowych mamy sporą konkurencję. Decyzja o niezamykaniu specyfikacji produkcji na jednym rodzaju materiału (a rozszerzaniu parku i wiedzy tak, by można było wykorzystać każdy materiał) pomogła – a w zasadzie była mocnym fundamentem rozwoju. Na czas pandemii COVID-19 cały nasz przestój wynosił 2 tygodnie, co pozwoliło nam na bezbolesne przejście wszystkich lock downów czy kryzysów. Z drugiej strony nie „załapaliśmy się” na żadne dotacje państwowe ze względu na wzrost obrotów firmy, a czas przestoju wykorzystaliśmy na stworzenie i zastrzeżenie wzoru przemysłowego, który posłużył do konstrukcji toru do gry, jak i wielu innych późniejszych prac.
Często powtarzany zwrot klientów, któy nas określa to „elastyczność”. Od lat hasłem prowadzącym firmę i jej działania jest: „Wiemy, jak to ugryźć”. Jest ono następstwem umiejętności dostosowania się do wymagań klientów, ich pomysłów czy ich… braku. Ten styl pracy bardzo ułatwia życie obu stronom. Strategia win–win jest utopijnym hasłem, jednak staramy się do niego zbliżyć. Naszym działaniom przyświeca marketing partnerski i idealnie wpisuje się w koncepcję firmy. Świadczymy również usługi doradcze i projektowe dla agencji i klientów końcowych.
Jaki jest zespół BeJoy?
Jak rodzina, tylko taka, którą się wybiera (śmiech), a nie otrzymuje. Otwarty i oczywiście elastyczny. Znamy się bardzo dobrze nie tylko z pracy. Przekłada się to na pełną obsługę projektów i ich realizację. Znając swoje umiejętności oraz braki, mamy pełen obraz sytuacji i dopełniamy się wzajemnie. Pamiętam, jak na początku, podczas jednej z poważniejszych debat, jak to zrobić, usłyszałem „ty to się…”(uśmiech) i zapadła cisza, każdy popatrzył w moją stronę… Chwilę patrzyłem, a potem, ze stoickim spokojem (jak na mnie), odpowiedziałem w odpowiednim do sytuacji stylu. Ten moment, kiedy wszyscy parsknęli śmiechem, sprawił, że nic już nie było takie drętwe i nadęte, nikt nie boi się odezwać, każdy ma prawo do pomyłek, i z każdym można przedyskutować problem.
Zrealizowaliście mnóstwo projektów przez te 5 lat. Który został w pamięci na dłużej? Który był najciekawszy?
To dość trudne pytanie. W zasadzie każdy projekt, który realizujemy, jest wyjątkowy. Pracując na zlecenie, dobierając materiały, technikę druku, uszlachetnienia, przeliczając wytrzymałość czy funkcjonalność, za każdym razem robimy coś od nowa. Przy takiej różnorodności i dość nietypowych produkcjach naprawdę ciężko coś wskazać.
Pamiętam plansze do gry składane jak puzzle, z wykorzystaniem mojego zastrzeżonego wzoru przemysłowego, projekt dla producenta perfum (bardzo geometryczna konstrukcja, gdzie każda składowa i jej kąt nachylenia były różne, a w bryle musiały stanowić jednolitą całość), rigid box w wersji rozkładanej o długości 140cm… Tak naprawdę mógłbym tak opisywać każdy projekt, każdą historię, bo to one je tworzą.
Boję się wskazać, który zapadł mi najbardziej w pamięć lub który był najciekawszy. W niektórych prostych konstrukcjach kryją się niezliczone problemy czy godziny dyskusji, tak samo jak w projektach o dużo większym współczynniku trudności.
Niedawno dołączyliście do Polskiej Izby Opakowań. Co się z tym wiąże?
Przynależność do organizacji branżowej pozwoli nam na wymianę wiedzy i doświadczeń z firmami o podobnym, a jednak innym zakresie pracy. Dynamika zmian na rynku, ustaw czy wchodzące w życie dyrektywy unijne, dzięki takim kontaktom i szkoleniom organizowanym prze PIO, stają się dużo prostsze do realizacji i wprowadzenia w życie. Wszystko to wpisuje się w kierunek zmian, jakie zachodzą w naszej firmie. Sama organizacja jest miejscem pełnym ekspertów, a to daje nam jeszcze większe możliwości. Próbowaliśmy kilkukrotnie udziału w organizacjach o zasięgu krajowym i lokalnym, ale to tu, mam wrażenie, jesteśmy we właściwym miejscu. Nie zamykamy się przez to na inne organizacje czy targi. Nadal jesteśmy wystawcą na PROMO SHOW i nic nie wskazuje na to, by uległo to zmianie. Jednak organizacja stricte branżowa, o zasięgu międzynarodowym, jest sporą trampoliną dla wiedzy i kontaktów.
Czego można życzyć firmie BeJoy na kolejne lata?
By trend wzrostowy nie zwalniał, pasja nie umarła, a klienci dalej doceniali nasz kunszt.
Rozmawiała Małgorzata Malinowska-Krawczyk
Paweł Szablewski
Właściciel firmy BeJoy.Ur. w 1978 r. Optoelektronik z zawodu, poligraf z pasji. Z poligrafią reklamową związany od 25 lat. Projektant i magik od rzeczy niemożliwych. Często łączy wiedzę teoretyczną z bogatym doświadczeniem praktycznym. W czasie wolnym ciągle poszerza wiedzę z najróżniejszych dziedzin, żeby wykorzystać ją w nowych projektach.
Artykuł ukazał się w ostatnim numerze OOH magazine. Do wglądu online TUTAJ.