Logo

Marketing MIX

Nowa dekada Open’era rozpoczęta

W czasie tej edycji nie mieliśmy pobijać rekordów, ale przez cztery dni, na lotnisko Babie Doły spadło więcej deszczu niż średnio przez cały lipiec. 50 tysięcy osób dziennie, i ponad 70 tysięcy przez cały festiwal, zmagało się z kapryśną pogodą. Przy całej swojej uciążliwości, takie warunki są częścią festiwalowego życia a co za tym idzie i festiwalowej zabawy. Choćby przykład z pola namiotowego po którym grupka uczestników pływała pontonem. W sobotę pojawiła się tęcza, a w czwartek – pierwszy raz w jedenastoletniej historii Open’era – mgła. Dziś trudno wyobrazić sobie lepszą oprawę koncertu penderecki//greenwood niż tonący w mleku wielotysięczny tłum zasłuchany w „Polymorphii”. Bez wątpienia mgła w czasie tego wyjątkowego koncertu na Main Stage będzie przywoływana w festiwalowych wspomnieniach jeszcze przez wiele lat.

Nigdy nie ukrywaliśmy, że tegoroczny line-up był w pewnym sensie ucieczką od przyzwyczajeń, od zasad, którymi rządziły się poprzednie edycje. Dlatego na Main Stage można było zobaczyć prawdopodobnie najbardziej eklektyczny skład w historii Open’era. Minimalizm występu Björk, czterech zamaskowanych perkusistów grających za plecami Alison Mosshart i Jamiego Hince’a z The Kills, fenomenalny bis New Order, przywołujący utworami „Transmission” i „Love Will Tear Us Apart” ducha Joy Division czy nawet powrót do złotych lat polskiego hip hopu za sprawą Fisz i Emade, to zapamiętamy z pierwszego dnia funkcjonowania największej sceny Open’era. A przecież kolejne dni przynosiły kolejne wydarzenia, jak choćby długo oczekiwany, pierwszy polski koncert Justice, przepiękny, wzruszający i emanujący energią występ Bon Ivera czy energetyczną petardę odpaloną przez grupę Franz Ferdinand, którzy swój pobyt na festiwalu zakończyli potężną imprezą z Public Enemy. Franz Ferdinand, Mumford & Sons, Bloc Party oraz The xx przyjechali do Polski z nowymi utworami. Na każdym z tych koncertów otrzymaliśmy kilka premierowych kompozycji i chyba nikt ze zgromadzonych pod sceną, nie ma wątpliwości, że warto czekać na nowe płyty tych artystów. Nowymi kompozycjami zachwycili przed wszystkim The xx. Zagrali 5 nowych utworów z albumu „Coexist” i mimo wcześniejszych zapowiedzi mocno klubowego albumu, tylko jedna piosenka miała wyraźnie taneczny motyw, charakterystyczny dla solowych kompozycji Jamiego xx. Kilka godzin po zejściu ze sceny The xx, jesteśmy przekonani, że ich występ mógł mieć miejsce tylko na największej scenie Open’era, co nie oznacza, że na mniejszych było mniej ciekawie. Imprezy po horyzont, za które odpowiadali Gogol Bordello i Major Lazer, fantastyczny przekrój afroamerykańskiego brzmienia zapewniony przez Janelle Monáe i wreszcie dwa oblicza amerykańskiego hip hopu: ten bardziej imprezowy autorstwa Wiz Khalify i mocno zaangażowany choć wcale nie pozbawiony dobrej zabawy, występ Public Enemy to z kolei „momenty” World Stage, stojącej w połowie drogi między Main Stage a Tent Stage. Pod gigantycznym niebieskim namiotem rządziły kobiety. Jak zwykle rozradowana Katy White z The Ting Tings, eteryczna Natasha Khan z Bat For Lashes, zaskoczona gorącym przyjęciem Jessie Ware, grające bez kompleksów wobec zagranicznych koleżanek Misia z Tres.B, Iza Lach i Julia Marcell czy wreszcie wzruszona Nosowska, która do ostatniej chwili twierdziła, że nikt nie pojawi się na jej występie. Ta ostatnia zakończyła swój występ coverem „Let’s Dance” Bowiego. I rzeczywiście na Tent Stage można było przez cztery dni potańczyć przy nowych utworach Yeasayer, klubowych klasykach Orbital i chyba najlepszej imprezie pod namiotem, czyli występem SBTRKT. Osobne zdanie należy się koncertowi M83. Anthony Gonzalez po raz drugi pojawił się na scenie Tent i po raz drugi zrobił to samo – zagrał jeden z najlepszych koncertów w historii gdyńskiej imprezy. Trudno stwierdzić, kto był bardziej zachwycony – my, publiczność, czy on, muzyk.

Wyjątkowy program muzyczny Open’era dostał w tym roku dodatkowe wsparcie pod postacią różnych form sztuki. Nadkomplet widzów na wszystkich przedstawieniach „Aniołów w Ameryce” wystawianych przez Nowy Teatr, brak wolnych miejsc w Alter Kinie, wydłużone godziny otwarcia Muzeum Sztuki Nowoczesnej czy wreszcie obfotografowany i gorąco dyskutowany „Totem” Maurycego Gomulickiego. Dzięki Wam udowodniliśmy, że warto było pójść w tym kierunku. Wielkie wzruszenie aktorów i ekipy Nowego Teatru po zakończeniu każdego przedstawienia mówią wiele o tym, jak znakomita i poszukująca jest publiczność Open’era. Po raz kolejny udowodniły to także wielotysięczne grupy fanów na koncertach, w tym skupiona publiczność podczas prawdopodobnie ostatniego polskiego spotkania z projektem penderecki//greenwood. Poruszenie Mistrza Pendereckiego kłaniającego się przed ledwie widoczną publicznością- dla takich chwil warto tu być.