Promowanie polskich rozwiązań modowych to biznes, który w 2008 roku zrealizowali dwaj uczniowie. Mustache.pl jest platformą internetową, skupiającą najlepszych niezależnych projektantów mody i designu. Sklep internetowy stanowi tylko rozwinięcie targów polskich projektantów Mustache Yard Sale, które są największym wydarzeniem z zakresu niezależnej mody i designu w Europie Środkowo-Wschodniej. Jak to się zaczęło i jak się rozwijają wydarzenia modowe oraz o historii targów i trudnościach na rynku opowiada Patrick Deba, Co-founder w Mustache.
Skąd pomysł na promowanie polskich projektantów i kiedy zorganizowaliście pierwsze targi Mustache Yard Sale?
Patrick Deba: Na pomysł zorganizowania pierwszego Yard Sale (czyli naszych targów) wpadliśmy zupełnie przypadkiem, gdy w 2008 roku szukaliśmy z Konradem Ozdowym, moim wspólnikiem, formy naszej kreatywnej działalności. Do tej pory, wspólnie robiliśmy strony internetowe i grafiki dla mniejszych biznesów. Byliśmy w liceum i chcieliśmy robić fajne rzeczy. Moja ówczesna dziewczyna zakładała wtedy swój mini vintage Store no, równocześnie podczas którejś z wycieczek do Londynu odkryliśmy idee Sunday Marketów ze starymi autorskimi ubraniami. Postanowiliśmy przeszczepić ten model do Polski. Jak widać, udało się. Nasz młodzieńczy zapał i nienasycony rynek zagwarantowały nasz sukces.
Wydaje się, że wynajęcie powierzchni i zdobycie wystawców, to nie jest bardzo wymagające wydarzenie. Czy zorganizowanie takiego wydarzenia jest trudne?
To kompletna bzdura. Mustache Yard Sale jest ogromnym wydarzeniem, w które wkładamy wszystkie swoje siły. Organizacja jednej edycji to tygodnie przygotowań. Pracuje nad tym cały sztab ludzi: od programistów piszących nasz system zgłoszeń, przez zespół weryfikujący zgłoszenia projektantów, architektów projektujących układ przestrzeni po kilkunastu wolontariuszy na targach i ekipę czuwająca, żeby całe wydarzenie odbyło się zgodnie z planem.
Byliście pierwsi na rynku? Jak teraz prezentuje się rynek targów odzieżowych? Macie dużą konkurencję?
Tak, Mustache Yard Sale, nad Wisłą był pierwszym konceptem tego typu. Dziś, po 8 latach naszej działalności, targów zwłaszcza przed Świętami Bożego Narodzenia jest całe mnóstwo. Większe, mniejsze, tu i tam. To niestety utrudnia działanie. Mam poczucie, że wszyscy wzajemnie się kanibalizujemy. Z drugiej strony duża konkurencja motywuje do działania oraz potwierdza, że to co robimy ma sens, a za kilka lat rynek sam się zweryfikuje.
Koncepcja targów zakłada podział na cztery strefy, jakie? Chyba nie od początku tak było? Wciąż przodująca jest część modowa?
Podział pojawił się w związku ze wzrostem ilości wystawców. Wraz ze wzrastającymi potrzebami naszych klientów postanowiliśmy rozszerzyć działalność o kolejne pasujące do wydarzenia tematy. Poza strefą modową, proponujemy również strefę modową dziecięcą, designu oraz gastronomiczną. Cały czas myślimy o dalszym dzieleniu na streetwear, smartcasual itd. Dążymy do tego, aby każda strefa miała swój oddzielny charakter: klimat, muzykę, aktywności. Ale oczywiście pierwsze skrzypce nadal gra moda. Z niej wyrośliśmy i to ona jest głównym element pojawiającym się w przestrzeni naszych targów, czego odzwierciedlenie widać na naszej platformie internetowej.
Moda to bardzo zmienny temat. Jak dobieracie swoich wystawców? Czy każdy kto projektuje w Polsce może się wystawić podczas Mustache?
Co do zasady, nie mam żadnych ograniczeń, dla nas ważne żeby produkt był ciekawy, estetyczny i rzetelnie wykonany. Na targach zawsze wspieramy nawet najmniejsze marki – stąd proponujemy projektantom nawet najmniejsze stoiska za niewielką opłatą jak na targi o takiej skali. Na naszej platformie weryfikujemy też zdjęcia i opisy produktów – to wszystko ma wpływ na finalny efekt, czyli sprzedaż. Każda aplikacja na Mustache.pl jest dokładnie weryfikowana przez nasz zespół. Naszym celem jest jednak pomaganie naszym projektantom, dlatego konsultujemy, sugerujemy i tłumaczymy jak przygotować się do sprzedaży na naszym portalu.
Z jakimi problemami borykaliście przy pierwszych edycjach, z jakimi konfrontujecie się dziś?
Pierwsze edycje, od początku do końca były organizowane tylko przeze mnie i Konrada. Byliśmy monterami, elektrykami, help deskiem czy komisją weryfikującą wystawców. Podobno nie można robić wszystkiego, a my jesteśmy żywym dowodem na to, że jednak się da. Aczkolwiek wiązało się z tym wiele wyrzeczeń. Teraz pozwalamy już zdjąć ze swoich barków większość tych obowiązków. Mamy zespół, który dba o wszystko i pozwala nam się zająć rozwojem biznesu. W końcu dzisiaj to impreza na inną skale – setki wystawców, 5 rożnych miast, setki tysięcy odwiedzających rocznie, większy zespół a przede wszystkim ogromne doświadczenie, więc sami nie dalibyśmy rady. Mimo wszystko, ciągle staramy się zaskakiwać i wprowadzać nowe pomysły. Nasza wyobraźnia jest nieograniczona.
W ubiegłym roku w Warszawie blisko 40 tysięcy gości i kilkuset projektantów brało udział w Waszych targach. Jak osiągnęliście takie zasięgi?
To prawda, jedną warszawską edycje odwiedza ok. 40 tysięcy osób. Edycje w innych miejscach są o połowę mniejsze. To daje zasięg kilkuset tysięcy rocznie. Jesteśmy już marką rozpoznawalną na rynku, ale wymaga to też dużo pracy: robimy kampanie plakatowe, marketing internetowy, korzystamy z sieci kontaktów naszych projektantów oraz patronów medialnych. W innych miastach staramy się organizować wydarzenie przy udziale lokalnych miejskich aktywistów. Nie chcemy być tylko „warszawką”, która przywozi swój styl życia. Chcemy, żeby każde targi miały fajny lokalny klimat.
Jak Wasi klienci, czyli wystawcy odbierają targi? Jak ich zachęcacie do wystawienia się, czy już nie musicie?
Patrząc na frekwencje, chyba się podoba. Bardzo cieszy nas to, że odwiedzają nas całe rodziny, ludzie w rożnym wieku, często spędzając na targach po kilka godzin, to już nie tylko targi mody, to już swego rodzaju towarzyskie wydarzenie! Z pewnością, pozytywne komentarze po wydarzeniu są bardzo fajną motywacją, żeby robić to dalej jeszcze lepiej!
Jakie macie plany rozwoju Waszych eventów? Może wyjście za granicę? Zdradźcie kilka szczegółów.
Na razie chcemy, żeby edycje w innych miastach niż Warszawa, czyli Katowice, Poznań, Wrocław i Trójmiasto, rosły w sile. Chcemy też, żeby każda edycja stanowiła mini festiwal pełen mody, muzyki i sztuki. Stąd też liczne imprezy muzyczne i jedzeniowe towarzyszące naszym targom. I na tym właśnie chcemy się skupić, by doskonalić to, co mamy. A zagranica… na nią też już mamy pomysł, ale wszystko w swoim czasie. Pozwólcie, że zachowamy to jeszcze na chwilę dla siebie.
Rozmawiała Paulina Pięta