Branża eventowa otrzymała potężny cios – jeszcze w grudniu w naszych kalendarzach ciężko było o wolną datę, a rok 2020 zapowiadał się być jednym z bardziej owocnych. Los z nas zadrwił.
„Na świecie było tyle dżum, co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych.” W słynnej, ponad-czasowej powieści Alberta Camus zastajemy czasy bezprawia i de-humanizacji wywołane chaosem związanym z zarazą. Zanurzając się w lekturze wpadłem na grę słów – zamiana kilku liter w słowie „przestępny” da nam przymiotnik ukazujący właściwe oblicze bieżących miesięcy – z mojej perspektywy 2020 zapisze się w historii jako przestępczy.
Rozpoczął się z wielkim przytupem i ambitnymi planami. Był tylko niegroźnym kieszonkowcem – podkradał nam wolny czas, przywłaszczał nieistotne drobiazgi, jak chociażby godziny w ramach nieprzespanych nocy i spokój przy ustaleniach na ostatnią chwilę. Każde kolejne jego dni pozbawiały nas jednak coraz większych drogocenności. Ubywało nam wolności, praw, możliwości i perspektyw.
Rok 2020 ma na swym koncie wiele wykroczeń – dramat setek tysięcy ludzi – na stopie prywatnej i zawodowej, gorsze wyniki makroekonomiczne, ograniczenie możliwości podróżowania, ale głównym przewinieniem tego roku jest jego uderzenie w relacje – dezintegracja zespołów, bariery komunikacyjne i erozja ducha. Morale zarówno grup i jednostek sięgnęły poziomu krawężnika. Ten przestępczy czas zburzył nasz poukładany, pędzący z niewyobrażalną prędkością świat. Powolne manewry odzianych w niebieski nitryl dłoni wyznaczyły między nami granice – te widzialne w postaci ostrzegawczej taśmy, jak i mentalne – związane z przymusową izolacją. Chociaż już przed Covidem mieliśmy, jako społeczeństwo, do czynienia z pewnymi wykroczeniami, jak ukrywanie się za oderwaną od realności wirtualną fasadą czy zaczytywanie się miałkimi mądrościami domorosłych, internetowych filozofów, obecnie ob-serwujemy coraz silniejsze szwindle e-życia. Zamknięci w domach, pozbawieni kontaktu z drugim człowiekiem, przy braku możliwości normalnej kooperacji na stopie zawodowej i prywatnej staliśmy się jeszcze mniej ufni, bardziej ostrożni i przezorni. Dystans społeczny stał się zjawiskiem wielowymiarowym – od konieczności zachowania odpowiednich odległości, przez większą ostrożność i zachowawczość w kontaktach z innym człowiekiem, aż po kreowanie coraz bardziej nierzeczywistego oblicza i okoliczności występujących jedynie na profilu w mediach społecznościowych.
A gdyby tak rozpocząć treningi i poradzić sobie z tym przeciwnikiem? Wdrożyć plan gimnastyczny i konsekwentnie, z pełną stanowczością i przekonaniem wyrwać atakującemu nas napastnikowi oręże? Zgłaszam zatem potrzebę codziennej inicjatywy i walki z bylejakością, tandetą, partactwem oraz przeciętnością relacji międzyludzkich. Nie proponuję generowania czynników ryzyka, łamania zaleceń oraz ignorowania zagrożenia. Wysuwam postulat – zadbajmy o kontakt z innym człowiekiem, posłuchajmy tego, co ma do powiedzenia, wczujmy się w jego sytuację. Małym krokami – lepszy wróbel w garści, niż gołąbek na talerzu – ponownie bawiąc się słowami. Poświęćmy sobie nawzajem czas, doceńmy siebie i to, co możemy sobie dać – i nie mam tu na myśli korzyści materialnych. Nie postrzegajmy się tylko przez pryzmat wartości w literalnym znaczeniu tego słowa, ale poprzez wartości, jakie sobą reprezentujemy. Dbajmy o siebie nawzajem i budujmy relacje międzyludzkie – z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności. W słowach i gestach zdobądźmy się na odwagę.
Czas ten zabrał nam środki do życia – cała nasza branża pogrążyła się w głębokiej recesji, zlecenia liczymy na palcach jednej ręki, a podaż kompletnie rozjechała się z popytem. Jedni tworzą teorie spiskowe i szukają prawdy ostatecznej, a inni – paradoksalnie – chwalą obecny czas i dziękują za szansę, swojego rodzaju katharsis wartości i moralności. Pytanie do której z tych grup chcemy należeć? Może warto znaleźć się w tej drugiej i nie postawić jeszcze na tym roku krzyżyka?
„Jedyny sposób, żeby ludzie byli razem, to zesłać im dżumę” – te słowa już dawno nie były tak aktualne. Ich autor uczył również, że świat bez miłości jest martwym światem i zawsze przychodzi godzina, kiedy człowiek zmęczony błaga o twarz jakiejś istoty i o serce olśnione miłością. Zegar wybił właśnie tę mroczną godzinę, a może być jeszcze ciemniej. Dlatego najwyższy czas działać.
Mimo całej serii przewinień i wykroczeń roku 2020 uważam, że warto dać mu szansę na resocjalizację.
Sebastian Prokop
Właściciel agencji bookingowej Prokopstudio oraz współtwórca marki Powerspeech.pl. Magister dziennikarstwa na UW. Pracował jako event manager w agencjach oraz „po stronie klienta”, aby ostatecznie stać się dostawcą usług dla jednych i drugich. Od 8 lat jest odpowiedzialny za kontrakty konferansjerskie i reklamowe najpopularniejszych Polskich gwiazd mediów i wybitnych ekspertów biznesowych. Prywatnie miłośnik punk rocka, starych samochodów i dobrych śniadań w dobrym towarzystwie. Tata 2-letniej Kai.