„Góra tak wysoka, że żaden ptak nie może nad nią przefrunąć”. Czerwony Ptaszek może. Kiedy mam napisać, że „mamy 20 lat” to przechodzą mnie ciarki. Po pierwsze dlatego, że muszę ten wywiad przeprowadzić sam ze sobą. Odpowiadanie na pytania zadane samemu sobie przypomina mi konferencje polityków. Po drugie, że założyłem firmę Red Bird nie dlatego, że chciałem, ale dlatego, że nie mogłem znaleźć pracy, bo był jakiś kryzys. I tych kryzysów przeszliśmy już chyba z pięć.
Wymyśliłem sobie te 20 lat temu, to co dzieje się obecnie. To, że w marketingu w końcu zaczną przywiązywać uwagę do jakości BTL’owych produktów. Zresztą niektóre moje poglądy opublikował OOH magazine, więc nie jestem gołosłowny. Wymarzyłem sobie, że marketing przestanie zalewać świat rzeką bezsensownych, beznadziejnych, rozpadających się po godzinie gadżetów. Że ludzie zaczną przywiązywać wagę do tego, co zamawiają w firmie ze swoim logo i co dają swoim klientom. Przecież nie chodzi w tym o to, aby zaprzestać tego typu działalności tylko, aby wyboru tego naprawdę dokonywać świadomie. Mamy więc w swoim portfolio szereg marek, które przede wszystkim są funkcjonalne, ładne i trwałe. Mamy jako dystrybutor markę Contigo, która absolutnie cieszy się zaufaniem klientów. Markę akcesoriów podróżnych Pacsafe, ręczniki pod nadruk Dr.Bacty, które sami produkujemy, fantastyczny produkt jakim jest Roll’eat czyli ekologiczne opakowanie na śniadanie, a z odzieży reklamowej proponowaliśmy klientom marki ID (od firmy ID) oraz Harvest (od firmy Texet) zanim stały się tak bardzo popularne.
Krok milowy do naszych firmowych zamierzeń to rok 2019. Zdecydowaliśmy się na zakup maszyny do druku UV na przedmiotach cylindrycznych. Czyli w naszym przypadku głównie na kubkach termicznych i butelkach na wodę. Maszyna była pierwszą tego typu w Polsce oraz siódmą w Europie. To dzięki niej powstają tak fajne projekty jak te na zdjęciach np. dla WOŚP. Jednak tego typu personalizacje to ciężki temat. Po pierwsze musieliśmy się nauczyć obsługi samej maszyny i zaprzyjaźnić się ze względnie nową technologią, a po drugie zaoferowanie możliwości nadruku w fotograficznej wręcz jakości naszym klientom zabrało więcej czasu niż zakładaliśmy. Przez pierwsze miesiące klienci i tak chcieli swoje logo w jednym kolorze.
Ponoć podróże kształcą. Tych wykształconych. To nie moje słowa ale bodajże z „Myśli nieuczesanych” Stanisława Jerzego Leca. Otóż aktywnie nurkuję od 2001 roku. Około 2006 roku wybrałem się na targi do Czech. Tam na stoisku wypatrzyłem ciekawe rozwiązanie do zabezpieczania bagażu nurkowego. Była to stalowa siatka w kształcie worka, w który pakowało się właściwy bagaż. Siatka uniemożliwiała otwarcie bagażu i kradzieży sprzętu nurkowego. Produkt zresztą funkcjonuje do dziś i nazywa się Pacsafe. Ponieważ w Polsce nikt nie sprowadzał tej marki, zajęliśmy się jej dystrybucją. A ponieważ jej rozpoznawalność na świecie rosła, to wybierając się na kolejne targi mogliśmy pochwalić się dystrybucją znanego i innowacyjnego produktu. W ten sposób poznałem co to znaczy wprowadzić markę na dany rynek. Aż przyszedł rok 2009 i na kolejnych targach poznałem markę Contigo, mającą wtedy raptem 3 lata i kompletnie nieznaną w Europie w Polsce. Kubek kosztował kosmiczne pieniądze na polskie realia ale jego funkcjonalność, jakość i design tak mnie urzekły, że postarałem się o dystrybucję w Polsce.
Nie wiem czy pamiętacie jak wyglądał rynek odzieży reklamowej w pierwszej dekadzie XXI wieku. Królowały rzeczy określane jako unisex. Czyli dla wszystkich jeden fason t-shirtów, jeden fason koszulek polo. Jeden fason bluz polarowych. W 1997 roku rozpocząłem pracę dla duńskich marek odzieżowych Jackpot&Cottonffield. Marki słynęły z typowego skandynawskiego wzornictwa, ale zachwycały przede wszystkim jakością. Liczba sklepów w Polsce sięgała 30 i była to jedna z większych sieci odzieżowych w najlepszych lokalizacjach. Mój ówczesny szef wymyślił, że na bazie kolekcji Jackpot&Cottonfield stworzy ofertę biznesową dla korporacji. I to było moje główne zadanie. I być może pamiętam niedokładnie, ale sądzę, że była to pierwsza oferta odzieży reklamowej (z wyższej wprawdzie półki) zróżnicowana pod kątem płci. Osobne fasony dla mężczyzn, osobne dla kobiet. Uwielbiałem łatwość z jaką przychodziło mi przekonanie Pań z marketingu do wybrania zamiast workowatych i siermiężnych T-shirtów, zgrabnych, zwiewnych, pięknie farbowanych trykotów z Jackpot lub koszulek polo dla Panów (do dziś z częścią utrzymuję kontakt i serdecznie pozdrawiam). Oczywiście zamawiane ilości nigdy nie dorównywały tym na masowe imprezy. Ale to właśnie wtedy uznałem, że mniej może znaczyć więcej.
Przyszedł rok 2001 i okazało się, że duński właściciel marek Jackpot&Cottonfield zmienia strategię. Łączy się z inną duńską marką i nastawia na szybki massmarketowy rozwój. Mój dział B2B miał przestać istnieć. Przez chwilę nawet poszukiwałem pracy w Warszawie, ale jakoś nikt mnie nie chciał zatrudnić. Może dlatego, że w 2001 też był jakiś kryzys. Przyszło mi więc do głowy modne wówczas słowo „outsourcing”. Zaproponowałem zarządowi w Danii, że pozbędą się kosztów w postaci działu B2B, ale mogą zachować sprzedaż. Propozycja widocznie była kusząca, ponieważ podpisaliśmy umowę na mocy której moja firma na wyłączność mogła sprzedawać dalej marki Jackpot&Cottonfield poza siecią firmowych sklepów. I przez kolejne 10 lat byliśmy jedyną taką firmą Europie. Ale ponieważ dwie marki to średnia oferta, postanowiłem rozszerzyć portfolio marek o inne znane z sieci sklepów. Współpracowaliśmy więc z takimi markami jak Samsonite, Camel, Puma, Ecco, Springfield, Henri Lloyd, Mello’s, Samas, 4F. Naszą przewagą było to, że świetnie znaliśmy sposób funkcjonowania branży odzieżowej.
Ponieważ jednak konkurencja się szybko uczyła i naśladowała nasze poczynania, około roku 2003 z doświadczeń odzieżowych powstała marka odzieżowa Red Bird. Mieliśmy świadomość, że klienci poszukują rzeczy trwałych i są w stanie za nie zapłacić. Znając krajowych dostawców dzianin produkujących dla znanych marek zaproponowaliśmy klientom (wydawało się) idealne rozwiązanie. Jakość na poziomie światowych marek za przystępną cenę naszej, bądź ich własnej marki. Personalizacja to naprawdę nic nowego. Prawie 20 lat temu tworzyliśmy dla klientów ich własne kolekcje odzieżowe z ich własnymi metkami, etykietami, przywieszkami wybarwiając tkaniny i dziany na ich kolory firmowe.
To była olbrzymia frajda móc tworzyć te rzeczy i korzystać z kwitnącej wtedy infrastruktury łódzkiego przemysłu odzieżowego. Największą satysfakcję miałem z tego, że do firmy dzwonili indywidualni klienci, którzy pytali nas czy nasze rzeczy (te z metką Red Bird) można gdzieś kupić detalicznie. Byli tak zachwyceni jakością produktów, że poszukiwali ich dla siebie. Po kilku latach zaprzestaliśmy własnej produkcji i związaliśmy się z dwiema markami odzieżowymi Harvest oraz nieco później ID. Produkty reklamowe zaczęły być szyte na tak wysokim poziomie i w tak szerokim asortymencie, że trudno było im sprostać. Aż do dzisiaj polecamy obie te marki naszym klientom, którzy szukają jakości w tego typu produktach.
I na koniec czyli początek, krótka historia jak powstała nazwa firmy i jej motto. Jako 16-latek spędzałem wakacje z rodzicami na Węgrzech. I miałem z tych Węgier wrócić samodzielnie pociągiem do Polski, spakować się i wyjechać na obóz żeglarski. W Budapeszcie ustawiliśmy się w przedługaśnej kolejce po bilety i przez dwie godziny gapiłem się na napis na koszulce „A mountain so high, no bird can fly over it”. Nie miałem pojęcia co to znaczy, bo nie znałem angielskiego, ale wryłem sobie to zdanie w pamięć, aby je słowo po słowie przetłumaczyć w domu ze słownikiem. Później odkryłem, że Nepalczycy w ten sposób opisują Czomulungmę czyli Mount Everest. Znów kilka lat później, byłem pod wrażeniem filmu przyrodniczego opisującego pewien gatunek ptaka z Ameryki Południowej, który żyje na kontynencie, ale żeby złożyć jaja potrafi przelecieć kilkaset kilometrów nad oceanem na wyspę. I tak mi się połączyły te dwa fakty, że być może i jest taka góra nad którą nie przeleci żaden ptak, ale skoro jest taki co przeleci ocean to ja chcę być personifikacją takiego ptaszka co przeleci nad tą górą. I chcę, żeby był czerwony. Co ciekawe dopiero w tym roku odkryłem oryginalną nazwę tego ptaszka. To zamieszkały na Galapagos Little Vermilion Flycatcher. I tak dobrnęliśmy do początku naszego dwudziestolecia.
Wszystkim zamieszanym w firmę na przestrzeni tych dwóch dekad serdecznie dziękuję. Nawet jeśli byliście/ jesteście naszą konkurencją, dołożyliście kamyczek do kierunku w którym ewoluowała firma. A obecnych i potencjalnych klientów zapraszam do korzystania z naszych usług.
Arkadiusz Majewski – Od 20 lat właściciel i prezes Red Bird. Odpowiedzialny za dystrybucję marek Contigo, Pacsafe, Kambukka, SAXX, Pacsafe, Dr.Bacty i Vaude.
Artykuł ukazał się w najnowszym wydaniu OOH magazine. Do pobrania TUTAJ.
Więcej newsów gadżetowych znajdziesz TUTAJ.
Inspiracji gadżetowych szukaj podczas Festiwalu Marketingu.