–
Cudowne lata 90. Ludzie chłonęli wtedy wszystko, co było dostępne. Zaczynaliśmy jako hurtownia odzieży importowanej z Holandii. Były to głównie koszulki, które trafiały do sklepów w całej Polsce, a także na słynny stadion X-lecia. Śmieję się, że to nasze początki „współpracy” ze sportem.
Mieliśmy siedzibę w skromnym budynku na warszawskim Służewcu. Miło wspominam te czasy bo pracowaliśmy na open spasie, a to dawało dobre warunki do współpracy. Co prawda zimą bywało chłodno, ale dawaliśmy radę, bo nie brakowało nam polarów.
To, co nas wyróżniało, to to, że jak na tamte czasy, byliśmy dobrze zinformatyzowani. Prowadziliśmy bazę potencjalnych klientów, firm z całej Polski. Nikt jeszcze wtedy nie korzystał z maila, ale my wysyłaliśmy już newslettery… faxem! Taki faxing był skuteczny i chyba nie irytował odbiorców, bo odzew mieliśmy naprawdę duży.
Zauważyliśmy, że warto skupić uwagę na rozwijającym się rynku B2B. Firmy, które powstawały po transformacji rosły i zaczynały działać profesjonalnie. Przywiązywały coraz większą wagę do marketingu i budowania wizerunku, a odzież zawsze była praktycznym i niedrogim nośnikiem reklamowym. Wówczas nie było wielu miejsc, w których można było zaopatrzyć się w dobrej jakości odzież reklamową. Dlatego w 1997 r. postanowiliśmy przekształcić się w agencję odzieży firmowej. Postawiliśmy na dystrybucję polskiej marki Promostars, należącej do LPP, dziś potentata na rynku odzieżowym. Wybraliśmy Promostarsa, bo myśleliśmy podobnie, a ich pomysłem na sukces było produkowanie porządnej odzieży.
Do naszego zespołu dołączyło 3 handlowców i wtedy naprawdę wystrzeliło… Handlowcy zrobili świetną robotę. Nawiązaliśmy kontakty z nieskończoną ilością agencji reklamowych, wieloma zagranicznymi korporacjami i firmami z różnych branż, z którymi współpracujemy do dziś. To było jak przejście z IV ligi do Ekstraklasy.
Dodam, że jeden z handlowców pracuje do dziś i jest wiceprezesem w zarządzie spółki.
Kolejnym dużym krokiem było uruchomienie działu nadruków i równolegle zawarcie umowy dystrybucyjnej z włoskim producentem folii flex, firmą Siser. Dzięki temu staliśmy się dostawcą folii dla firm, które samodzielnie zajmowały się drukiem na koszulkach, a my mogliśmy oferować nadruki w dobrych cenach. Siser jest topowym producentem folii, a z jego materiałów korzystają ekskluzywne marki odzieżowe z całej Europy.
Firma się rozrastała, więc potrzebowaliśmy nowej siedziby. W 2008 r. przenieśliśmy się do nowego biura z dużym magazynem przy ul. Szyszkowej 32, i jesteśmy tu do dziś.
Klienci kojarzą nas ze świetnymi produktami, a my wyznajemy, że lepsze produkty, to zadowoleni klienci i mniej problemów.
Mamy:
Jest w czym wybierać. Wszystkie kolekcje tych marek można obejrzeć w naszej wzorcowni w Warszawie.
Dziś musimy działać full-service. Klienci oczekują kompleksowej obsługi, od pomysłu do realizacji. Zamówienia na tzw. Swag Boxes bywają ciekawe. Obok ubrań najczęściej do kompletu trafiają butelki/ bidony, powerbanki. Zdarzają się też nietypowe gadżety, np. maty do jogi, skakanki, skarpetki…
Osobiście preferuję gadżety praktyczne i wielorazowego użytku. Wtedy naprawdę można mówić o ekologicznym zaangażowaniu. Współpracujemy z dostawcami, którzy kwestię ekologii traktują poważnie, a nie tylko marketingowo, czyli np. umożliwiają prześledzenie procesu produkcji, sprawdzenie stopnia przetworzenia surowców, a także poziomu zużycia wody i energii potrzebnej do produkcji.
Oczywiście, zgodnie z oczekiwaniami dostarczamy gotowy produkt z logo, dowolną grafiką lub personalizacją. Znakujemy każdą techniką. Mamy własną pracownię haftu, nadruków, metek sublimowanych.
Pracujemy na włoskich materiałach Siser. Wybór kolorów jest ogromny, a odporność na pranie bardzo wysoka. Możemy wykonywać nadruki metalizowane, odblaskowe, rozciągliwe, brokatowe oraz flock, na który ponownie wraca moda. Ostatnio hitem są nadruki przestrzenne, czyli wzory o grubości 1 mm.
Nasze produkcje to nie tylko odzież dla firm. Od lat pracujemy dla klientów z branży fashion, tworzących własne kolekcje odzieży. Współpracujemy też z blisko pięćdziesięcioma związkami sportowymi. Takie realizacje są zawsze wyzwaniem. Dużo nadruków sponsorskich, personalizacje i zawsze mało czasu na produkcję. Nikt nie robi też nadrukom lepszych „crash-testów” niż kluby sportowe. Uśmiecham się, kiedy widzę markowe koszulki, z których po wielu praniach odpadło logo producenta, a nasze nadruki dalej się trzymają. Tu dostajemy solidne 5 gwiazdek.
Robimy też hafty. Ta technika jest elegancka i trwała. Cieszy się dużym powodzeniem, dlatego w tym roku wstawiamy nową 12-głowicową maszynę, tak żeby móc sprawnie realizować zlecenia.
Legia Warszawa to jeden z największych klientów. Współpracujemy już 10 lat. Jest to dla nas duży prestiż. Robimy dla nich wszelkiego rodzaju znakowanie, w tym koszulki meczowe dla 1. drużyny. Zaczynamy od przyszycia żakardowego herbu („eLki”), do tego nadrukowujemy logo sponsorów i nazwiska zawodników. Tu jesteśmy w stałej gotowości. Nie ma, że się nie da. Nawet jeśli mecz jest w niedzielę, a trener w ostatniej chwili powoła nowego zawodnika, to musimy dostarczyć dla niego sprzęt.
Praca dla branży sportowej to spore wyzwanie. Takie połączenie sprintu z maratonem… i biegiem przez płotki.
W Dreamtexie pracują fachowcy, którzy umieją doradzić i dopasować odpowiednie do potrzeb rozwiązania. Są przy tym bardzo zaangażowani i nie zawodzą zaufania klientów.
Co roku realizujemy zamówienia dla ponad 1000 firm. Wśród nich kilkudziesięciu kontrahentów jest z nami ponad 20 lat. To że przez tyle lat są z nami, uważam za sukces i dziękuję im za zaufanie.
Przez te wszystkie lata staraliśmy się stale rozwijać, by być co najmniej na bieżąco z technologiami i ofertą produktową. W przyszłości to się nie zmieni. Jestem zdania, że do życia potrzebne jest ludziom zjeść i ubrać się, więc raczej będziemy mieli co robić. Chyba że wkrótce powstanie technologia, w której wszyscy przeniosą się do wirtualnej rzeczywistości, to wtedy będziemy projektować wirtualne ubrania. Na to też jesteśmy gotowi z naszą marką WeRvr, ale to już inna historia.
Rozmawiała Małgorzata Malinowska-Krawczyk
–
Paweł Ogonowski
Ur. 1979 r. Absolwent PJWSTK na kierunku multimedia. Prezes Zarządu Dreamtex.
Prywatnie mąż, ojciec Kamili i Maxa. Z zamiłowania żeglarz.
Ulubiony cytat: „Sukces nie jest kluczem do szczęścia. Szczęście jest kluczem do sukcesu. Jeśli kochasz to, co robisz, będziesz odnosić sukcesy” – Albert Schweitzer.
Artykuł ukazał się w ostatnim numerze OOH magazine. Do wglądu online TUTAJ.