O nowatorskim projekcie artystycznym marki Żubrówka Czarna, mariażu biznesu z kulturą, zasadach udziału w eventach i imprezach komercyjnych oraz w akcjach charytatywnych, misji tworzenia muzyki ponad podziałami i nowych doświadczeniach w pracy jako prezentarka radiowa opowiada Kayah.
Wraz z reżyserem Tomaszem Bagińskim i kompozytorem Atanasem Valkov stworzyliście niedawno projekt artystyczny „Czarna Polana”. Skąd pomysł na tę akcję? Jak ocenia Pani tę współpracę?
Pomysł powstał w głowach osób z agencji reklamowej, która dostała propozycję od znanego polskiego spirytusowego brandu na nowatorską promocję jednego z produktów. Reżyserią zajął się Tomek Bagiński wraz z szóstką zdolnych grafików animatorów, a muzyką Atanas. Z Atanasem pracowałam wcześniej, między innymi przy stworzeniu Transoriental Orchestra. Znał więc moje możliwości głosowe, jak i tekściarskie, uznał szczęśliwie dla mnie, że to właśnie mój głos będzie odpowiedni do słowiańskiej, mistycznej muzycznej wędrówki. Jak zwykle pracowało nam się cudownie. To bardzo zdolny i kreatywny muzyk. A przy okazji fantastyczny facet. Dodatkowego kolorytu dały wokale ludzi z Laboratorium Pieśni. To jest przepiękny projekt. Za każdym razem, gdy go słucham i oglądam, mam ciary!
Mecenat artystyczny nad wspomnianym wyżej projektem objęła marka Żubrówka Czarna. Jaki jest według Pani potencjał współpracy świata artystycznego i komercyjnego?
Przy komercyjnych projektach są znacznie większe środki finansowe. Można pozwolić sobie na orkiestrę lub wieloosobowy chór, jak miało to miejsce w tym przypadku. Sztuka potrzebuje mecenatu. Tylko wtedy można dać upust swojej pomysłowości. Można realizować własne marzenia. Oceniam więc ten potencjał bardzo wysoko. Z tego co się orientuję, przyniosło to także wymierny efekt samemu mecenasowi, więc właściwie wszystkie strony są zadowolone. My, jako artyści, mieliśmy swobodę twórczą, odbiorcy dostali sztukę, którą są zachwyceni o czym świadczą tony pozytywnych komentarzy w Internecie, a Żubrówka Czarna, dzięki temu stała się bardziej znana, rozpoznawalna i kojarzona jako bardzo prestiżowy produkt.
Uczestniczyła Pani też w innych przedsięwzięciach reklamowych – promocji obuwia, kosmetyków czy sieci komórkowej. Na jakiej zasadzie dobiera Pani kontrakty reklamowe?
Muszą być one zgodne z moimi przekonaniami. Jeśli nie jem mięsa, nikt nie jest w stanie zmusić mnie nawet za jakąś bajońską sumę do reklamowania np. wędliny. Taka uczciwość jest dla mnie wartością nadrzędną. Liczy się także pomysł. W przypadku „Czarnej Polany” o współpracy zadecydowała przede wszystkim piękna kompozycja Atanasa, który de facto do projektu bezpośrednio mnie zaprosił.
Tworzy Pani również muzykę do reklam (za ścieżkę do kampanii Orange POP, otrzymała Pani nagrody na festiwalach Crackfilm, Kreatura i Złote Orły). Jak wygląda proces twórczy utworów na specjalne zamówienie? Czy jest bardziej skomplikowany, czy może prostszy, w porównaniu z działaniami stricte artystycznymi?
Wspomniana muzyka reklamowa była zwyczajnie pomysłem na moją kolejną piosenkę. Więc to właściwie pomysł reklamy wpasował się w to, co i tak miałam w planach nagrać. Ale czasem zdarza mi się napisać coś pod konkretne zlecenie. Czasem zostaje przyjęte czasem nie. Wiadomo, muzyka reklamowa rządzi się konkretnymi prawami. Tu decydujące zdanie ma klient. I dla artysty nie jest to często komfortowe. Ale zdecydowanie uczy pokory.
Połączyła Pani biznes i kulturę otwierając wytwórnię płytową i agencję koncertową Kayax. Jak wyglądały początki wytwórni, jak działa obecnie?
Zaczynaliśmy od zera. Tylko z jednym artystą właściwie. Z poczuciem misji. Teraz mamy imponujący katalog i rzeszę wspaniałych wykonawców, którzy poważnie liczą się na rodzimym rynku. Nasza trzyosobowa ekipa rozrosła się do prawie 20 współpracowników, którzy są pasjonatami. Wciąż udaje się nam uciec od wizerunku korporacji i być wydawcą z ludzką twarzą.
Pani życie zawodowe to w dużej mierze koncerty. Co według Pani, jako artystki, jest kluczowe w przygotowaniu dobrego eventu?
Rzetelność, zarówno menadżerska, jak i artystyczna. „Usługi” na najwyższym poziomie. Bo nie ma się co oszukiwać, ja w tym przypadku robię w tzw. „usługach dla ludności”. Jestem wynajęta. Ale wciąż to są artystycznie konsekwentne i świadome kroki. Najbardziej podoba mi się to, że na tych eventach ludzie podczas mojego koncertu bawią się tak, jakby przyszli do klubu na koncert swojego ulubionego zespołu. Zawsze bardzo mnie to cieszy.
Czego z perspektywy artysty brakuje na eventach? O czym powinni pamiętać organizatorzy?
Mam świetną opiekę, więc mi nie brakuje niczego. Dba o to cały sztab ludzi. Kayah to nie tylko jedna osoba o mojej twarzy, ale cała masa ludzi, prawie instytucja. Jeden koncert musi utrzymać około 30 osób. I na dodatek pod sceną nigdy nie brakuje świetnie bawiących się ludzi, a tego już moja obsługa zapewnić nie może, ale jakoś zawsze się spełnia (śmiech).
Czy oprócz koncertów, można Panią zobaczyć jako gwiazdę imprez firmowych? Co ma wpływ na przyjęcie bądź odrzucenie propozycji?
Kontrakty są negocjowane przez moich przedstawicieli w Kayaxie, zdarza się, że są to imprezy firmowe. Wcale nie gorsze niż regularne koncerty, bo rozumiem, że o koncertach rozmawiamy? Zdarza mi się także być na tego typu spotkaniach firmowych mówcą motywacyjnym. Przez to, że godzę życie na scenie z biznesem w postaci wytwórni fonograficznej i oczywiście domem rodzinnym, jestem też inspiracją dla zgromadzonych osób do podejmowania odważnych życiowych kroków.
Czy w trakcie eventów komercyjnych, podczas przysłowiowego „Prawego do lewego” spotyka się Pani z sytuacjami, np. zaproszenia do picia alkoholu? Jak sobie z nimi radzić? A także z innymi, nieplanowanymi sytuacjami podczas wydarzeń?
Zjedliśmy zęby przez te kilkanaście lat współpracy. Umiemy być asertywni. Mamy też szczęście do fajnych ludzi, więc takie niekomfortowe sytuacje są rzadkością. Wbrew pozorom, na serio, na takich koncertach na imprezach firmowych jest świetna taneczna zabawa. Zazwyczaj wszyscy szaleją pod sceną i jest super miło.
Bierze Pani udział w wielu akcjach charytatywnych np. Gwiazdy dla Autyzmu, Głosy dla Hospicjów, Gramy z fantazją, WOŚP. Pytanie retoryczne – warto pomagać?
To pytanie retoryczne, ale odpowiem. Warto! Pomaganiem nie lubię się chwalić. Co ciekawe, zostało to ostro skrytykowane przez moje dwie rozmówczynie w mojej audycji „Tu i teraz” w Meloradiu. Obie panie, które były moimi gośćmi, są dyrektorkami fundacji i uznały, że ujawnianie działalności charytatywnej przez osoby znane, ale teraz dzięki social mediom także mniej znane, może inspirować innych do właśnie takich zachowań. Mówiły: dlaczego promujemy złe zachowania, straszne rzeczy, a nie pokazujemy tego co jest dobre? Ja zawsze uważałam, że pokazywanie się z pomocą charytatywną tylko buduje nasze ego. Absolutnie mnie z tego wyprowadziły. Czuję, że jestem światu coś winna. Mam za co być wdzięczna, a pomaganie jest wspaniałym aktem wdzięczności, dzielenia się. To mój człowieczy obowiązek.
Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera, album Transoriental Orchestra, współpraca z takimi artystami jak Cesaria Evora, Goranem Bregoviciem czy Idanem Raichelem. W Pani muzyce odnajdujemy filozofię world music. Czy muzyka to dla Pani platforma muzycznego pojednania? Przestrzeń ponad podziałami?
Wierzę w filozofię jedności. Wierzę, że jesteśmy jednym żywym organizmem, odpowiedzialni jeden za drugiego. Noszę w sobie niezgodę na ksenofobię i rasizm. Z różnic lubię czerpać, bo uważam że pięknem tego świata jest różnorodność. Czuję poważną edukacyjną rolę muzyki, mającą na celu pokój, akceptację i zrozumienie innych kultur. A tym samym współistnienie, o którym śpiewam właśnie w „Czarnej polanie”.
Od października ub. r. prowadzi Pani autorską audycję w Meloradiu – „Tu i teraz”. Jak się Pani odnajduje w tej roli? O czym traktuje sam program?
To cudowne doświadczenie, uwielbiam to robić. Przy okazji spotykam się z mnóstwem ciekawych postaci, których sylwetki mogę przybliżyć także słuchaczom. Cała redakcja to także wspaniali ludzie, więc atmosfera na miejscu jest niesamowita. Czuję się dumna móc być ich częścią. Celem Meloradia jest wprowadzanie słuchaczy w dobry nastrój. Służy temu i dobór muzyki i rozmówców. Jesteśmy odskocznią od stresującego dnia i ciężkiej rzeczywistości. Choć nie brakuje także poważnych tematów. Niemniej jednak moja audycja jest przepełniona pozytywem, który zawarłam w piosence „Po co”, z której zapożyczyłam tytuł audycji „Tu i teraz”, aby móc przez te dwie godziny poczuć się osadzonym w jedynej pewnej chwili, czyli tej, którą mamy, bez rozpamiętywania przeszłości w nieskończoność i bez martwienia się o przyszłość. Ta audycja ma uczyć i to nie tylko słuchaczy, ale i mnie samą, radości z tego co jest, wdzięczności za to, co mamy. A to trudna sztuka. Również spot promujący Meloradio z moim udziałem został tak wyreżyserowany by było widać, że czasem nam się tylko wydaje, że jakieś rzeczy są straszne i trudne, czasem trzeba odpuścić, uśmiechnąć się i wszystko jakoś samo się poukłada.
Rozmawiała Beata Jankowska
Wywiad ukazał się w specjalnym wydaniu OOH news. Można go bezpłatnie pobrać TUTAJ.