Za nami dwanaście burzliwych, turbulentnych, nieoczekiwanych i zaskakujących miesięcy. Minął rok 2020, który w mojej pamięci zapisze się jako przestępczy.
Chociaż luty miał więcej dni do zagospodarowania, zapewne większość z nas oddałaby ten „prezent” bez jakiegokolwiek żalu, byle tyle tylko wrócić do podstępnie skradzionego nam stanu „przed”. Wszyscy zadajemy sobie pytania – czy to już na stałe? Czy tak już będzie zawsze? Czy zamaskowane twarze, obawa przed kontaktem z drugim człowiekiem, nieufność przy wdechu w zatłoczonym miejscu i odosobnienie w święta staną się naszym towarzyszem? Czy znajdziemy w sobie odwagę, aby znów beztrosko się bawić, robić „miśki” i „przybijać piątki” na powitanie? A może zostaną już z nami szklane ekrany i kiedyś nie będziemy mówić, iż w życiu zawodowym barierą są tylko sufity z wyżej wymienionego materiału? W obecnym czasie nie sposób znaleźć odpowiedzi na tak postawione pytania, a im dłużej będziemy się zastanawiać, tym więcej pozostanie zagwozdek bez wniosków końcowych.
Karol Darwin słusznie zauważył, iż „gatunkiem, który przetrwa, nie jest ani ten najsilniejszy, ani najinteligentniejszy. Przetrwa ten, który potrafi się zmieniać…”. Idąc tym tropem, jak wszyscy eventowcy, rozpoczęliśmy nierówną walkę z rzeczywistością. Wprowadziliśmy szereg działań kryzysowych, nowoczesnych rozwiązań, innowacyjnych pomysłów. Osoby nas znające wiedzą, że zawsze powtarzamy – „raz na wozie, raz w nawozie”. Cała nasza branża w nawozie tkwi już dłuższy czas, ale my postanowiliśmy wystawić twarze do słońca i zaabsorbować trochę tlenu. Zaszła w nas zatem… fotosynteza! Bo przecież i nawóz ma swoje plusy – może na nim coś urosnąć. Nasz jest eko, organiczny i bez GMO, więc wykiełkowały na nim również i pozytywne aspekty. Zasadziliśmy w nim m.in. ziarna e-zespołów, ducha wspólnoty online oraz nasiona wirtualnych teamów. Mamy za sobą wiele inicjatyw i projektów – od gier mobilnych, poprzez budowle w duchu CSR, aż po e-bitwy na taniec. I pomimo, że wszystkie te wydarzenia są dobrze przygotowane, angażujące i pozwalające na namiastkę integracji – cały czas w nich czegoś brakuje. Chociaż się wspólnie śmiejemy, tworzymy zespoły, mamy cel, który chcemy osiągnąć, uczymy się, kształcimy, dowiadujemy o sobie nowych rzeczy – nieustannie jednak odczuwamy niedosyt i w głębi serca wiemy, że jest to tylko namiastka. Przede wszystkim – namiastka emocji.
Czym są emocje? Zgodnie z definicją słownika języka polskiego są to „silne uczucia wywołane jakąś sytuacją”. Emocje odczuwamy dzięki odpowiednim bodźcom – klepnięciu w ramię przy sztafecie, zapachu świeżej trawy i rosy, wiatru mierzwiącego włosy, dopingu zaangażowanego teamu, piachu pod paznokciami, gdy pełni przejęcia rzucamy się na metę, dreszczy przechodzących przez kark przy pierwszych taktach ulubionego utworu, czy wreszcie widoku idola, który wybiega na scenę i rzuca w tłum radosne powitanie. Tego nie da się zastąpić. Nie damy rady poczuć tej samej więzi, gdy dzielą nas dziesiątki kilometrów, a nasz okrzyk radości usłyszy… pies sąsiada. Oczywiście – wykorzystujmy szansę, jaką dają nam nowoczesne technologie – oszczędność czasu, możliwość szybszego przenoszenia się ze spotkania na spotkanie, brak konieczności dojazdu, mniejsze korki, odciążenie planety mniejszą emisją spalin. Bez dwóch zdań to wszystko ma swoje plusy. Świat zmierzał w kierunku zmian i digitalizacji, a sytuacja covidowa tylko ją przyspieszyła. Weźmy z tego zatem to, co dla nas dobre. Patrząc jednakże w przyszłość, apeluję tylko o jedno – nie dopuśćmy, żeby ludzi łączyło WiFi, a dziecko rodziło się z kablem USB zamiast pępowiny. Świat jest zbyt piękny na całkowitą cyfryzację. Offline to emocje, zapachy, deszcz na twarzy, okrzyk tłumu, spojrzenie w oczy, wspólna radość, splecione ręce, ukradkowy szept i wymiana gestów. Nie zapominajmy o tym.
Moi Drodzy, chociaż zaklinamy rzeczywistość i staramy się żyć w świecie online – życzę jednak Wam (i sobie) rychłego powrotu do stanu „przed”. Niech uścisk nie będzie tylko emotką na ekranie, a emocje – niech zostaną emocjami.
Online niech żyje obok. Ale nigdy zamiast.
Agnieszka Ramiączek – Prezes Zarządu, dyrektor kreatywny w agencji eventowej ARK, absolwentka wydziału Prawa i Administracji UMCS oraz Języka Rosyjskiego Biznesu UJK. Od ponad 10 lat doskonali swe umiejętności organizatorskie i przywódcze prowadząc własną działalność gospodarczą. Kocha swoją pracę, podchodzi do niej z wielką pasją i ogromnym zaangażowaniem. Jest perfekcjonistką, nie jest łatwo sprostać jej oczekiwaniom, a poprzeczkę podnosi przede wszystkim sobie. Nieustannie odczuwa kompulsywną potrzebę rozwoju.
Artykuł ukazał się w najnowszym wydaniu OOH magazine. Do pobrania TUTAJ.