–
Można powiedzieć, że jak na tamte czasy był to jak najbardziej standardowy model. Trzech chłopaków zaraz po studiach, nie widzących perspektyw pracy w wyuczonym zawodzie, założyło firmę. Zaczynaliśmy w wynajętym garażu (dosłownie), mając parę złotych w kieszeni i starego Małego Fiata.
Pomysł polegał na drukowaniu tzw. turystycznych koszulek (przedstawiających najpopularniejsze miejsca związane z Krakowem) i sprzedaży ich do małych souvenir shopów na Starym Mieście. Szybko jednak zauważyliśmy, że taki model nie da nam – nazwijmy to – komfortu i stabilności finansowej, nie mówiąc już o rozwoju firmy. Pamiętajmy, że były to czasy kiedy nasz kraj nie należał do Unii Europejskiej, a sprzedaż internetowa i pojęcia takie jak DTG czy Print On Demand jeszcze nikomu nawet się nie śniły. W sukurs przyszedł nam gwałtownie rozwijający się rynek reklamy. Dysponując jedną ręczną karuzelą sitodrukarską postawiliśmy właśnie na ten kierunek. Wybór był trafiony, bo już wkrótce zaczęliśmy realizować zlecenia dla takich firm jak: Pliva Kraków, Browar Namysłów, Bahlsen czy Coca-Cola.
Pochodzimy z Krakowa i tutaj także do dzisiaj swoją siedzibę ma SEMA-PRINT. W tamtych czasach, w dobie raczkującego internetu i dynamicznego rozwoju biznesu w Polsce wiadomym było, że absolutnym centrum naszego wszechświata jest Warszawa. To tutaj miały swoje siedziby największe firmy i ich działy marketingów i to był nasz cel. Dlatego kluczowym momentem było otwarcie pierwszego biura handlowego w stolicy. Później – upraszczając – poszło już z górki.
Wstąpienie Polski do UE otworzyło nam zupełnie nowe możliwości. Drzwi eksportu do unijnych krajów zostały otwarte. Od samego początku postawiliśmy na naszych bogatszych sąsiadów, czyli rynek niemiecki. Dzisiaj współpracujemy w wieloma partnerami z Niemiec, Skandynawii, Wielkiej Brytanii, Danii czy Szwajcarii. Był to bezsprzecznie kamień milowy, ale warto zwrócić uwagę także na to, że SEMA-PRINT w roku 2004 była w dalszym ciągu stosunkowo młodą firmą. Tak naprawdę, od samego początku każdy rok działalności przynosił nam kolejne istotne zmiany. Przeprowadzka do hali produkcyjnej z prawdziwego zdarzenia, zakup pierwszej maszyny haftującej, pierwszy automat sitodrukowy, własna szwalnia, przedstawicielstwo na polskim rynku kolejnych marek odzieżowych. Takich kamieni milowych w naszej historii było bardzo dużo.
Jak wspomniałem, każdy rok przynosi nam co raz to nowe radości, a i czasami nowe smutki – życie, a zwłaszcza prowadzenie biznesu, nie zawsze jest drogą usłaną różami. Gdybym miał wskazać takie momenty, to zdecydowanie stawiam na pojawienie się pierwszej profesjonalnej marki odzieżowej w portfolio SEMA-PRINT czyli rozpoczęcie współpracy z francuską firmą Sol’s, jako jej wyłączny dystrybutor na polskim rynku (o ile dobrze pamiętam było to na przełomie 2004 i 2005 roku). Kolejnym istotnym momentem było otwarcie własnej szwalni – w tym samym czasie. Potem, początek 2008 roku i zakup pierwszego profesjonalnego automatu do sitodruku – amerykańskiej maszyny marki M&R. I w końcu – rok 2015 i wprowadzenie do oferty SEMA-PRINT sublimacji jako techniki zdobienia odzieży, co otworzyło nas na kompletnie nowy rynek – odzieży sportowej.
Zdecydowanie technologia DTG (Digital To Garment) i co za nią idzie, olbrzymie możliwości nowego trendu jakim jest Print On Demand. Patrząc z perspektywy czasu widzę, że na przestrzeni lat oczekiwania naszych klientów diametralnie zmieniają kierunek. Duże, czy wręcz olbrzymie, pojedyncze realizacje ustępują miejsca znacznie mniejszym zamówieniom. Dodatkowo, od lat coraz przychylniej patrzymy w kierunku producentów własnych kolekcji odzieżowych. Oczywiście nie oznacza to odejścia od rynku odzieży reklamowej. Na tym wyrośliśmy i to w dalszym ciągu jeszcze długo stanowić będzie core naszego biznesu. W dalszym ciągu jesteśmy gotowi na duże realizacje (na dzień dzisiejszy SEMA-PRINT to trzy automaty sitodrukarskie), ale nowy rynek Print On Demand nie tyle że kusi, ale jest naszym obowiązkiem.
Przez dwadzieścia pięć lat przeżyliśmy niejedno większe lub mniejsze światowe zawirowanie. Faktycznie jednak ostatnie lata są zdecydowanie najtrudniejsze. Pierwszy cios zadał Covid. W kwietniu 2020 r. w przeciągu jednego tygodnia ilość zamówień od naszych klientów spadła niemalże do zera. Pamiętam, że było to coś niesamowitego i jednocześnie przerażającego. Firma realizująca przeszło tysiąc zamówień miesięcznie nagle zatrzymuje produkcję?
Strach. To było chyba jedyne co zapamiętałem z pierwszych covidowych dni. Prowadząc jednak prężnie działającą firmę, mając pod swoją opieką 130 pracowników i ich rodziny oraz mając swoje własne marzenia, nie można pozwolić sobie na wywieszenie białej flagi. Moją najlepszą cechą – patrząc oczywiście z punku widzenia prowadzenia biznesu – jest to, że wszelkiego rodzaju sytuacje stresowe, awarie czy jakakolwiek presja czasu napędzają mnie do działania. Zdarzają mi się dni spokojne w firmie i wtedy nie bardzo potrafię znaleźć sobie miejsce. Działanie pod presją wyzwala we mnie dodatkowe pokłady adrenaliny i powoduje, że wszystko wraca do normy. W takich sytuacjach wiem, jak zadbać o moją firmę.
Nie inaczej było na początku kwietnia 2020 roku. Dokładnie w trzy dni uruchomiliśmy produkcję bawełnianych maseczek ochronnych. Tak naprawdę to nas uratowało. Nie pomylę się bardzo gdy powiem, że sprzedaliśmy ich około miliona sztuk.
Wracając jednak do Twojego pytania. Po Covidzie przyszło załamanie ekonomiczne, dodatkowo wzmocnione bandycką inwazją na Ukrainę. Astronomiczny wzrost cen i galopująca inflacja spowodowały, że wszystkim nam nie jest łatwo. Cały czas oczywiście martwię się, co pokaże nam przyszłość, ale równocześnie z optymizmem patrzę na najbliższe lata. Wiele rzeczy nie zależy od nas. Nie mamy na nie większego wpływu. Wpływ natomiast mamy na swoje życie i swoje firmy. Dlatego znów trzeba zakasać rękawy i walczyć o swoje. Wierzę, że SEMA-PRINT da radę.
Mówiąc, że SEMA-PRINT da radę, mam na myśli cały mój zespół. SEMA-PRINT to od początku istnienia firmy wspaniali ludzie. Najlepsi fachowcy, najbardziej oddani swojej pracy i swoim pasjom. Zespół tworzą ludzie, o których bez zbędnego zastanawiania się mogę powiedzieć, że są moimi przyjaciółmi. Na dzień dzisiejszy SEMA-PRINT to 132 osoby. Firmę prowadzę razem z moim wspólnikiem, a zarazem przyjacielem z czasów liceum – Marcinem Mazurkiem.
To nie jest do końca oczywiste. Znam przedsiębiorców, którzy właśnie „pracą żyją”. Dla mnie jednak znalezienie odpowiedniego balansu między pracą, a wszystkim tym co robię poza nią, jest kluczem do sprawnego i efektywnego zarządzania firmą. Uważam, że każdy powinien mieć „coś swojego” (nawet jeżeli praca jest jego pasją), aby móc oczyścić umysł i złapać tę, przysłowiową, inną perspektywę. Ja zatracam się w górskich wędrówkach, a przede wszystkim pod wodą. Od siedmiu lat aktywnie nurkuję. Samotność, wsłuchiwanie się w swój oddech (czy czasami narkoza azotowa) są dla mnie najlepszą receptą na oczyszczenie głowy. Ostatnio zacząłem także nową górską przygodę, tym razem szlaki zacząłem przemierzać na rowerze. Marcin natomiast od lat biega. Na jego liście widnieje już sześć ukończonych maratonów. Jego ostatni wynik z Tokyo Marathon 2023 to 3:15:46. Cel jaki przed sobą postawił to udział we wszystkich World Marathon Majors. Od jakiegoś czasu Marcin startuje także w zawodach triatlonowych.
Temat rzeka. Myślę, że nie mamy już tyle miejsca by to omawiać. Zasadniczo cały nasz plan to: byle do przodu – i oczywiście nie zapominajmy o dobrej zabawie.
Rozmawiała Katarzyna Lipska-Konieczko
Jarosław Kochman
Współwłaściciel SEMA-PRINT, krakowskiej firmy zajmującej się produkcją i dystrybucją odzieży reklamowej, odzieży sportowej i pracowniczej oraz produkującej odzież kolekcyjną. W SEMA-PRINT sprawuje pieczę nad działem handlowym i administracją oraz dba o właściwy rozwój Spółki. Urodzony w Krakowie gdzie dorastał i ukończył studia na tamtejszej Politechnice Krakowskiej. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. Codzienne obowiązki w SEMA-PRINT łączy z chodzeniem po górach, jazdą na rowerze i nurkowaniem.
Artykuł ukazał się w ostatnim numerze OOH magazine. Do wglądu online TUTAJ.