–
Po raz pierwszy sformułowanie Deep work do szerszego obiegu wprowadził Cal Newport, autor książki o pracy głębokiej. Nie był jednak pierwszym, który zauważył, że dobrą wartość, bez względu na to, co robimy, wypracowuje się wtedy, kiedy przeznacza się czas na to, co mamy zrobić i kiedy w tym czasie jesteśmy w odpowiednio głębokim skupieniu.
Oczywiście można to przenieść na różne obszary swojego życia (może to być głębszy trening, głębsza rozmowa itp.). Rzecz w tym, aby maksymalnie wykorzystać czas i w tym czasie, w głębokim skupieniu, w trybie monotaskingu, jak najlepiej wykorzystać swój potencjał i kompetencje, aby wykonać konkretne zadanie. To jest możliwe w zasadzie tylko wtedy, kiedy się głęboko skoncentrujemy. Jest duża kategoria czynności, które takiego głębokiego skupienia nie wymagają i Cal Newport nazywa je płytką pracą. Ja nazywam ją płytszą, żeby aż tak bardzo jej nie dyskwalifikować, bo ona czasem też jest potrzebna. Natomiast jeżeli za dużo jest tej płytkiej pracy w naszym życiu, to po pierwsze: istnieje wysokie ryzyko, że możemy zostać za jakiś czas zautomatyzowani, a po drugie, nie mamy poczucia satysfakcji z tego co osiągnęliśmy.
Jeśli chodzi o pracę nad pracą głęboką to nie kontekst czy środowisko będą największą przeszkodą albo też największym wsparciem. Najważniejsze co nas czeka, to pogodzenie się z tym, że praca w głębokim skupieniu nie przychodzi nam z łatwością, nie jest komfortowa i trzeba nauczyć się radzić sobie z tym dyskomfortem. Bardzo lubimy się tłumaczyć i mówić, że coś nas rozproszyło: powiadomienie, mail, dźwięk, a przecież to wszystko, to tylko pretekst dla naszego mózgu, który bardzo chce uciec od danego zadania, jakie ma wykonać.
Zresztą podobny jest mechanizm w przypadku prokrastynacji, kiedy zamiast usiąść do pracy (którą nasz mózg postrzega raczej jako trudną, żmudną czy też nudną), zajmujemy się innymi rzeczami. Oczywiście to nie jest tak, że nic nie robimy, że leżymy na kanapie, ale z drugiej strony nie robimy niczego produktywnego w tym danym projekcie czy zadaniu, które mieliśmy wykonać.
168 godzin, których każdy z nas ma tyle samo w każdym tygodniu, 24h x 7 dni. W tych 168 godzinach mieści się właśnie nasz budżet czasu, którym musimy odpowiednio zarządzać. Po pierwsze, dobrze jest zrobić inwentarz, aby sprawdzić, na co pożytkujemy swój czas.
Często, kiedy pytam człowieka na co wydaje pieniądze, mogę sprawdzić co jest dla niego ważne. Podobnie jest, kiedy patrzymy na to, na co wydajemy nasz czas. Tu także bardzo łatwo możemy zobaczyć co jest dla nas prawdopodobnie ważne, bo na to działanie wydajemy najwięcej naszego czasu.
Dopamina jest paliwem, które nas motywuje do działania, bez względu na to, czy to działanie jest dla nas dobre czy złe. Pojawia się wtedy, kiedy nam czegoś brakuje, albo kiedy chcemy uciec od jakiegoś dyskomfortu. Np. wtedy kiedy się nudzimy i sięgniemy po smartfona, który mami nas obietnicami ciągle nowego.
Natomiast samym hormonem szczęścia będzie bardziej serotonina, która jest substancją działającą tu i teraz, pozwalającą nam się cieszyć chwilą obecną. Dopamina jest taką obietnicą tego, co jest za rogiem, tego co jest wyżej, tego co jest dalej.
Żeby przygotować się do dobrej sesji pracy w skupieniu potrzebne jest połączenie epinefryny, adrenaliny, dopaminy i acetylocholiny. Największy wyrzut i najbardziej kontrolowany adrenaliny i epinefryny zachodzi wtedy, kiedy wchodzisz do lodowatej kąpieli na 30-60 sekund (oczywiście ten pomysł niewielu osobom się podoba), ale powoduje kontrolowany wyrzut adrenaliny, jak również wyrzut dopaminy (ten drugi utrzymuje się dłużej). Acetylochoilina z kolei to ester kwasu cholinowego, który pobieramy z pożywienia. Możemy ją znaleźć w rybach, w ryżu, w roślinach strączkowych. Dopamina tak naprawdę wydziela się wtedy, kiedy czegoś po prostu pragniemy. Dla przykładu, kiedy jesteśmy głodni, dopamina poprowadzi nas do lodówki albo do sklepu. Jak jesteśmy znudzeni, pozwoli nam sięgnąć po rozrywkę. Ona również wydzieli się wtedy, kiedy będziemy sobie wyznaczali cele, ale takie, które będą przez nas możliwe do zrealizowania, a zarazem atrakcyjne, gdzie na końcu będzie na nas czekała nagroda.
Oczywiście najprościej byłoby powiedzieć, że jest to smartfon. Wiele produktów, aplikacji czy programów jest właśnie tak skonstruowanych, aby nam tę uwagę zaprząc. W zasadzie nie potrzebujemy technologii, najbardziej rozprasza nas dyskomfort wewnętrzny, wewnętrzny ja, który chce się rozproszyć w innym kierunku i pójść zrobić coś innego, a nie wykonać pracę, która była zaplanowana.
Oczywiście wszystkie bodźce, które do nas trafiają, mogą nas rozproszyć i co więcej, czasami sensownie nas rozpraszają, bo jeśli uruchomi się system uwagowy, który właśnie ma wyłapywać te bodźce, to dobrze. Przecież jeśli pojawi się alarm przeciwpożarowy w hotelu, to super, że go usłyszymy.
Natomiast to też nie jest tak, że jeśli usuniemy wszystkie bodźce w sobie, to będziemy pracowali w zupełnym skupieniu. Jeśli nauczymy się pracy w dyskomforcie czyli pogodzenia się z tym, że niektóre rzeczy są trudne, to i tak będziemy uciekali, znajdziemy sobie inną rozrywkę. Albo tak jak w eksperymencie Timothy’ego Wilsona będziemy się razili prądem, byleby tylko nie być ze swoimi własnymi myślami, które mogą budzić dyskomfort.
Pracować nad mikro nawykami, w szczególności wykształcić sobie kontekst, tak żeby móc sprawniej pracować głęboko. Dobrym pomysłem będzie także warunkowanie siebie za pomocą stałych, powtarzalnych bodźców, które mózg będzie potem kojarzył z pracą głęboką. To mogą być na przykład bodźce zapachowe czy zawsze ta sama muzyka. Warto też podczas pracy przy komputerze zawężać pole widzenia za pomocą chociażby bluzy z kapturem, albo nawet czapki z daszkiem, tak jak to robią programiści.
No i z pewnością warto, w momencie, kiedy tylko wychwycimy, że nasz mózg chce uciec od tego zadania, powiedzieć sobie: „OK, dobra, wiem mój drogi mózgu co chcesz zrobić, ale pozwól, że popracujemy jeszcze 10 minut i zobaczymy jak to dalej pójdzie.” Często może się zdarzyć, że po tych 10 minutach dalszej pracy, ten impuls znika, albo łagodnieje, dzięki czemu można dalej pracować.
To jest tak potężny temat, że bez porządnego zagłębienia się w AI, można mieć zbyt szybkie i często nieprzemyślane opinie na jej temat. Ja się przyglądam, obserwuję, w którym ona zmierza kierunku. Mam absolutne przekonanie, że sztuczna inteligencja musi być uregulowana i obecne wysiłki wielu twórców AI skupiają się na tym, aby one powstały, ale martwi mnie, że to będą ich regulacje, na ich zasadach.
Czy AI zabierze pracę? Tutaj bardziej bym sądził, że ci wszyscy, którzy nauczą się żyć ze sztuczną inteligencją, nauczą się dobrze zadawać pytania, to AI na pewno usprawni ich pracę. Zapewne ktoś dostanie rykoszetem, ale może dzięki niej ktoś inny znajdzie pracę. Tak to już jest z przemianą technologiczną.
Mnie bardziej ciekawi jak to zmieni krajobraz biznesowy. Na przykład krajobraz reklam Google czy Search, dlatego że w momencie, kiedy nie muszę wchodzić w Google, żeby znaleźć przepis na sernik po wiedeńsku, tylko wpisuję do czata GPT: „Napisz mi najlepszy przepis na sernik wiedeński”, on po prostu wysyła najlepszy przepis na sernik wiedeński. Natomiast marki, które pozycjonują się na frazę „sernik wiedeński” w Google, nie będą już w tym momencie widoczne. Ktoś inny chce sobie kupić telewizor, potrzebuje 40 cali z konkretną specyfikacją i też poprosi Chat GPT o to, żeby mu go znalazł. Chat GPT znajduje, ale będzie to jeden czy dwa modele, nie będziemy zasypani wynikami wyszukiwania jak dotychczas. Tym bardziej ciekawi mnie, jak to będzie wyglądało, co zrobią duże pieniądze i na ile to wszystko będzie regulowalne. To jest tak jak z Facebookiem, czy z innymi wielkimi gigantami, którzy mają władzę, wręcz polityczną i potężne mechanizmy do wykorzystywania manipulacji. Zobaczymy, w którą stronę to pójdzie.
I to nie tak, że wszędzie węszę złe zamiary wielkiego kapitału. Natomiast wielki kapitał odpowiada zazwyczaj przed udziałowcami, a udziałowcy chcą mieć zysk. Aby szybko wypracować zysk, trzeba usprawniać pracę, albo tak jak głoszą hasła Doliny Krzemowej „Move fast and break things” czyli idź szybko, psuj wszystko po drodze, a sporadyczne błędy będą niewielka ceną za szybką innowację.
Jedyny idealny przepis na marketingową komunikację to taki, aby po pierwsze zorientować się, do kogo będziesz mówić. Komunikację marketingową możemy porównać do komunikacji międzyludzkiej „Słuchać żeby zrozumieć, a nie żeby odpowiedzieć”. Wchodzić w każdy proces z dużą ciekawością. Proste uniwersalne przepisy mają dwie cechy: są proste i uniwersalne i tutaj kończy się lista ich zalet. Najlepsza komunikacja marketingowa wynika z bardzo dobrego wglądu i obojętne czy ten wgląd jest pochodną metodyki „Jobs to be done” czy innej, to ten wgląd dobrze przeprowadzony jest podstawą.
Warto także pokochać kreatywne ograniczenia, bo w ograniczeniu człowiek lepiej pracuje i zawsze ciekawsze rzeczy wymyśla.
Wiedzę czerpię najczęściej z artykułów naukowych i badań, eksperymentów które tam są. To mnie ciekawi, mam codziennie świeżą porcję informacji i najciekawszych badań, które mnie interesują z tych obszarów, w którym działam. Oczywiście książkę Cala Newporta czytałem wiele lat temu, zresztą samego autora też śledzę. Ja mam też tą inną perspektywę, poznawczo behawioralną i to też jest wartość. Na pewno inspiracja tak, ale zdecydowanie to nie jest tak, że ja po prostu tłumaczę to co czytelnicy znaleźliby w książce, bo myślę, że zasługują na znacznie więcej.
Jest bardzo fajna książka „Mikronawyki”, którą napisał BJ Fogg. Myślę, że każdy powinien też przeczytać „Indistractable”, autorstwa Nira Eyala – uprzedzam tylko, że nie znajdziecie jej w języku polskim. Jestem absolutnym fanem książki doktor Anny Lembke Dopamine Nation (w Polsce znana pod tytułem „Niewolnicy dopaminy”).
Ostatnie pytanie – prywatne. Jak Ty dbasz o swój budżet czasu, o work-life balance z jednej stronny, a z drugiej – o efektywny czas i przestrzeń zawodową?
To co mam zrobić planuję z dużym wyprzedzeniem, ale nie planuję tego w liście zadań, tylko blokując czas w kalendarzu. Dbam o to, żeby codziennie mieć powtarzalne rytuały i rutyny. Żeby mój mózg się przyzwyczajał i żeby pracował trochę w takiej opcji domyślnej momentami. No i od jakiegoś czasu też już dbam o to, żeby nie pracować na przykład w niedzielę i znaleźć czas na to, żeby się dekompresować, dlatego, że po każdej sesji pracy głębokiej po dużym wysiłku warto to zawsze zrobić.
Rozmawiała Magdalena Wilczak
Piotr Bucki
Nauczyciel na własnych zasadach. Architekt projektujący zadania. Aktor na salach szkoleniowych i konferencyjnych. Psycholog, który ciągle zadaje sobie pytanie. Facet, który chce zostawić ten świat lepszym i mądrzejszym, niż go zastał. Od 20 lat uczy ludzi projektować komunikację w różnych wymiarach. Bazuje na psychologii poznawczej i neuronaukach. Sprawdza teorie w praktyce, pracując z firmami w Australii, Austrii, Słowenii, Chile, Mołdawii, Włoszech i Polsce. Autor książek:„Porozmawiajmy o komunikacji”, „Złap równowagę” i „Viral”, „Prezentacje. Po prostu!”, „Sapiens na zakupach” oraz anglojęzyczną „Life’s a pitch and then you die”.
Od ponad 10 lat współpracuje z WSB, gdzie projektuje kierunki i wykłada, głównie w obszarze brandingu, marketingu i komunikacji. Wykładam na Uniwersytecie SWPS, SGH i AGH. Szkoli m.in. w Objectivity, Allegro, Nordea IT. Współpracuje z Europejską Agencją Kosmiczną i GNSSA, gdzie współtworzy programy szkoleniowe dla startupów i konsultantów.
Piotr Bucki wystąpił podczas EKG Reklamy z prelekcją „Deep Work, zarządzanie skupieniem i budżet czasu. Jaką przewagę daje wiedza o neuroprzekaźnikach i funkcjach poznawczych”. www.ekgreklamy.pl
Artykuł ukazał się w ostatnim numerze OOH magazine. Do wglądu online TUTAJ.