Logo

Event MIX

Albo kobieta ma rację, albo mężczyzna się myli

Długo zastanawiałam się, co powinno znaleźć się w treści felietonu. Mam napisać o mężczyznach? Cóż, mogłabym w zasadzie mówić o nich dużo – czasem lepiej, czasem gorzej. Facet jak facet, też człowiek.

Nie jestem zatwardziałą feministką – uważam, że mamy prawo nazywać się kobietami, a mężczyzn – mężczyznami właśnie, ale mam również pełne przekonanie co do tego, że każda płeć ma swoje cechy, przywary, zalety i wady. Dla sytuacji kobiet zrobiono już wiele i warto to docenić. Czy wiecie, że w tym roku mija 25 lat od przyjęcia Deklaracji Pekińskiej ONZ, która ma na celu wsparcie pozycji kobiet na całym świecie? To także 10 lat od utworzenia ONZ w Kwestii Kobiet, czyli jednostki ONZ poświęconej równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. 5 lat temu natomiast przyjęto Cele Zrównoważonego Rozwoju, wśród których znajduje się równość płci.

O relacjach zawodowych kobiet i mężczyzn powiedziano już wiele – o szklanych sufitach, niższych płacach, czasem nawet złym, lekceważącym traktowaniu, które podszyte jest szyderczym uśmiechem i mruknięciem pod nosem – „baba”. Chyba trudno o bardziej pejoratywny wydźwięk sformułowania niż nieśmiertelne „baba za kierownicą”. Ale czy naprawdę powinnyśmy demonizować mężczyzn i nasze relacje? Moim zdaniem – nie.

Skoro poważny wstęp mamy już za sobą – przejdźmy do tego, w czym czuję się najlepiej, czyli opowieści dziwnej treści. Pracuję w męskim gronie i bardzo sobie to chwalę, gdyż mam szczęście kooperować z ludźmi, którzy szanują drugiego człowieka. Osobiście także jestem osobą, która ma swoje zasady i wartości, których nie naruszam i nie pozwalam naruszać ich innym. Dzięki temu nigdy nie odczułam dyskryminacji. Mogę mówić jedynie o przykładach ze swojej kariery zawodowej – branża eventowa ma swoje prawa. Tutaj wszyscy mówią sobie „na Ty” i wprost, dużo żartujemy, dokuczamy sobie, śmiejemy się z siebie i nie ma na to wpływu płeć ani żaden inny czynnik.

Jednym z kluczowych elementów podczas organizowania wszelkiego rodzaju wydarzeń jest prąd. Bez napięcia elektrycznego nie będzie napięcia w żadnym aspekcie – nie będzie napięcia się przed próbą, gdyż w zasadzie w takiej sytuacji nie będzie koncertu wcale, nie będzie napięcia dmuchańca, który to nie „dostanie” powietrza. Myśląc jednak nad owym zjawiskiem głębiej dochodzę to wniosku, iż może pojawić się tylko jeden rodzaj napięcia – przed spotkaniem z klientem, który finansował dany event.

Aby jednak nie rozwijać wątków pobocznych, pozwolę sobie wrócić do wydarzenia, które za każdym razem wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Powiedzmy sobie szczerze – na prądzie znam się umiarkowanie, coś tam wiem, ale do specjalisty mi naprawdę daleko.Chcąc zmienić ów stan rzeczy – jeden z kolegów postanowił podjąć nierówną walkę z rzeczywistością i wyedukować mnie w wyżej wymienionej materii. Brzmiało to mniej więcej tak:
– Aga, pamiętaj, że gdy podłączasz prąd – robisz to tak, jak rozwija się drzewo. Czyli najpierw gruuuuby pień, a później ten pień musi się rozrosnąć, w coraz cieńsze gałązki. Zatem – najpierw masz ten ciężki kabel, siłowy, zobacz, tutaj jest gniazdo 63A, później tam jest skrzynka na 32A, 16A, a kolejno już możesz spokojnie podłączać zwykle kable na 230, zobacz, tutaj jest 2,5, a tam leży „półtorówka” – tłumaczył.
Ok. Tutaj jeszcze nadążam. Następnie jednak przeszliśmy do bardziej skomplikowanych zagadnień – niestety nie jestem w stanie powtórzyć nawet 5% tego, co zostało w danej chwili powiedziane. Mój tęskniący za rozumem wzrok niemal krzyczy do kolegi, a mózg niemo pyta – „Tomek, dlaczego mi to robisz? Czemu muszę o tym słuchać i udawać, że się tego nauczę? Czy naprawdę sądzisz, że powierzenie sprzętu i życia ludzi w moje ręce ma sens? Czy na serio mamy potrzebę, abym taką wiedzę przyswoiła na tyle, by sobie radzić z totalnie niezrozumiałymi dla mnie zjawiskami?”. Jak widać błędnie poruszające się oczy przemówiły do litości mojego serdecznego kolegi, który nagle zatrzymuje swój niezwykle pasjonujący (przynajmniej dla Niego) wykład i mówi:
– Aga, magia to jest. Po prostu ja podłączę, a później dzieje się magia. Oddycham z ulgą i mówię – aaa, okej! Każdy z nas jest szczęśliwy i wraca do swoich obowiązków.
Kobieta pracuje z wyobraźnią, a faceci wzrokiem. W mojej głowie już wzięłam łopatę i zasadziłam las, a Tomek po prostu widział skrzynkę pełną kabli. Jako kobieta postrzegam świat przez pryzmat zmysłów, jak czucie i słuch, a faceci wzrok. Ale czy to źle?

To wydarzenie pokazuje mi, że pewne kompetencje i działania powinny jednak zostać w męskich rękach. Czy naprawdę powinnam walczyć z tym, że czasem, gdy chłopaki na odprawie rozmawiają o totalnie niezrozumiałych dla mnie zjawiskach, dyskutują o konferencji w trybie on-line, łączach, „strimingach” i innych dziwnych objawieniach, a kiedy już wiem, że mi nie ubliżają, a rozprawiają o sprawach zawodowych, często przychodzi mi do głowy tylko jedna myśl, artykułowana bardzo wyraźnie – „Ej, chłopaki, to ja może kawę zrobię?”.

Może wiele Pań zarzuci mi, że nie „trzymam sztamy” z kobietami i powinnam je wspierać, bez względu na wszystko. Tak oczywiście zawsze jest, ale apeluję również do kobiet, aby docenić sytuację, w jakiej obecnie jesteśmy – zwróćmy uwagę, że żyjemy w wolnym kraju, mamy pełne prawa i możliwości rozwoju, jesteśmy szanowane, rozwijamy się, awansujemy, jesteśmy ambitne i możemy spełniać swoje cele i realizować pasje. Czasem warto to docenić. W sumie faceci są całkiem w porządku, a tak czy inaczej, przecież dobrze wiemy, że są tylko dwie opcje i możliwości – albo kobieta ma rację, albo mężczyzna się myli.

Agnieszka Ramiączek – Prezes Zarządu, dyrektor kreatywny w agencji eventowej ARK, absolwentka wydziału Prawa i Administracji UMCS oraz Języka Rosyjskiego Biznesu UJK. Od ponad 10 lat doskonali swe umiejętności organizatorskie i przywódcze prowadząc własną działalność gospodarczą. Kocha swoją pracę, podchodzi do niej z wielką pasją i ogromnym zaangażowaniem. Jest perfekcjonistką, nie jest łatwo sprostać jej oczekiwaniom, a poprzeczkę podnosi przede wszystkim sobie. Nieustannie odczuwa kompulsywną potrzebę rozwoju.