Logo

Event MIXTylko w OOH magazine

Walczymy o szacunek dla siebie i innych | Artur Szczęsny, Rebelia Media Group

O tym, jak zmienił się rynek w czasie pandemii, co obnażył i zweryfikował, a także o tym, co robili, by przetrwać i wyjść mocniejszymi mówi Artur Szczęsny, CEO w agencji Rebelia Media Group.

Jak wygląda Twój dzień?

Akurat jest 12 lipca, więc ten dzień opiszę [śmiech]. Pobudka zazwyczaj, gdy za oknem świt. W radiu wiadomości: „Koronawirus nie odpuszcza, ilość zachorowań – cztery…”. Przestajesz słuchać, ale niestety to wystarczy, aby przypomnieć Ci, że taka jest rzeczywistość, która nastała w marcu 2020 roku. Wtedy wydawało się, że to na chwilę, może dwa tygodnie, maksimum do czerwca. Przecież wszyscy planowali we wrześniu robić wydarzenia z przytupem, a po drodze wakacje miały być tymi, które zapadną w pamięć na długo. I zapadły, choć nie tak jak planowałeś. Wprawdzie pusta Wenecja, włoskie jeziora Garda, czy francuskie Saint-Tropez robiły wrażenie, ale jednak dyskomfort poruszania się w maskach i wszędobylskie urządzenia serwujące płyn do dezynfekcji (zamiast kolejnego cocktailu), psuły cały efekt. Jednak, jako ludzie dość szybko adaptujemy się do zmiennej sytuacji. Choć czasami krzyczysz w myślach: „nie, ja tak nie będę robił”, to ostatecznie ulegasz presji społecznej i stosujesz się do zmienionych zasad.

A jak to wyglądało w biznesie?

Trochę gorzej! Twoje miejsce pracy to często wybór dokonany na bazie doświadczeń, przecież każdy gdzieś zaczynał. Niejeden przeszedł długą drogę choćby od kelnera, przez menadżera sprzedaży w korporacji, a kończąc na prowadzeniu własnej firmy w dziedzinie, która go najbardziej interesuje.

Przyszła pandemia i…?

Wróćmy do marca/ kwietnia ubiegłego roku. Kiedy już wszyscy sobie zdali sprawę z tego, że to jednak nie kilka tygodni, ani nawet kilka miesięcy, przyszedł moment otrzeźwienia. Pomoc Państwa, jak to zwykle bywa w Polsce, trafiła do wąskiego grona odbiorcy, co więcej często do tych, którzy tego nie potrzebowali, bo większość gałęzi przemysłu wróciła do produkcji szybko i zaczęła nie tylko odrabiać straty, a wręcz generować pokaźne zyski. Przyznana pomoc przydała im się, owszem, niektórzy kupili sobie nowy luksusowy samochód, czy skończyli dzięki temu budowę domu, a inni i chwała im za to, wybudowali nową halę produkcyjną i zatrudnili ludzi. Zanim podniesiesz drogi czytelniku larum to wiedz, że nie mam im tego za złe! Jeżeli spełniasz warunki i dają, to bierz, bo Ci się należy tak jak 500+, niezależnie czy jesteś bogaty czy biedny. Mam za złe systemowi, że oferując pomoc, zapomniał o setkach tysięcy osób pracujących w naszej branży, że przygotowując warunki przyznania pomocy nie kierował się interesem ogółu oraz rzeczywistymi wskaźnikami, a jedynie własnym interesem (bo lud tego oczekiwał) wspierając często bez ładu i składu dziesiątki świetnie radzących sobie przedsiębiorców.

A gdzie w tym wszystkim była branża spotkań?

Nasza branża dumnie walczyła o swoje, pojawiła się wspaniała inicjatywa TUgether. To w dużej mierze dzięki ludziom zaangażowanym w tę akcję Polacy po raz pierwszy usłyszeli o naszej branży i dostrzegli, jak wielka rzesza ludzi z nami pracuje. Niestety nie zauważyli tego rządzący i pewnie jeszcze dużo wody w rzekach upłynie zanim nas dostrzegą i zaczną traktować jako ważną część polskiej gospodarki. I nie, nie przemawia przeze mnie żal, że nie otrzymałem pomocy, bo jakieś drobne, które nawet nie wystarczyły na opłacenie biura, dostałem – co i tak mnie cieszy.

Tak, ale trzeba coś było zrobić?

Dość szybko rządzący wysyłali w świat sygnał, abyśmy się przebranżowili. I co? A jakże, od razu usiedliśmy wypisując pomysły, co możemy zrobić i jak. Pomysłów było sporo – jednak cześć odrzuciliśmy, bo nie spełniały naszych oczekiwań w kwestii wykonywanej pracy, inne wymagały od nas wkroczenia na drogę przestępczą, więc odpadły same przez się, pojawił się też pomysł scen rozbieranych, ale już nie ten wiek i nie to ciało [śmiech]. Te, które zostały i które wydawały się być sensowne, spełniające nasze oczekiwania, dotykały naszej ulubionej branży w mniejszym lub większym stopniu lub branż, które jak nasza, były zamknięte.

Czyli jednak przebranżowienie w Waszym przypadku nie wyszło?

Niestety mimo najlepszych chęci musieliśmy iść drogą podobną do innych kolegów i koleżanek z branży, rezygnując z biur, redukując pensje czy wręcz zatrudnienie. I nie wierzę w słowa, że inni tak nie robili, że ich to nie dotknęło, że sobie świetnie poradzili, a wręcz ich obroty nie spadły, bo to wierutna bzdura i oni też o tym wiedzą, choć często na spotkaniach branżowych zaklinają rzeczywistość mówiąc: „jest dobrze, to mnie nie dotyczy, pracuję, zarabiam”. Czuję się wtedy trochę jak w USA – tam zawsze jak pada pytanie jak się masz, słyszysz odpowiedź: „Fine! Great!”. Szkoda, że kiedy gasną reflektory, pogrążasz się w smutku i szukasz sposobu, aby przetrwać.

A jak oceniasz zachowanie agencji w tym czasie?

Szczerze przyznam, że prowadząc firmę nie straciłem kontaktu z ludźmi, którzy są wolnymi strzelcami, pracują w innych agencjach. I tak naprawdę było mi wstyd za nas, pracodawców, za to w jaki sposób niektórzy z nas rozstawali się z ludźmi, których zatrudnialiśmy: bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania, bez uścisku dłoni, bez wypłacania należnych pieniędzy… Teraz pojawia się problem, kiedy powoli wstajemy z kolan, kiedy pojawiają się upragnione zamówienia na eventy w realu, bo zakładam, że jednak wszyscy mamy dość oglądania materiałów na komputerze. Ludzie nie chcą wracać do naszej branży. „Nie!” – mówią. Przekwalifikowali się, przypomnieli sobie jak to jest pracować od 8 do 16, jak to jest mieć wolne wieczory i weekendy. Często mniej zarabiają, ale za to mają ten czas dla siebie, dla bliskich, na spotkania. Niektórzy odnaleźli szacunek u swoich pracodawców, na co często nie mogli liczyć w tej branży, zarówno od swojego szefa, a często także od klienta.

Wspomniani klienci – jak wygląda teraz współpraca z nimi?

Wiadomo, bez klientów nie istniejemy i szczególnie w pandemii doceniliśmy zbudowane relacje i  poznanie potrzeb klientów, którzy często wyciągali do nas pomocną dłoń zlecając rzeczy, które do tej pory robili sami, a ewentualne pytania kwitowali krótko – „to się kiedyś skończy i musimy mieć z kim pracować”. Takie wsparcie dla wielu z nas było bezcenne i sami go doświadczyliśmy, za co jesteśmy wdzięczni tym, którzy nam pomogli i chciałbym ich wymienić, a najlepiej wyściskać, ale to nie czas na to. Oni wiedzą, jak jesteśmy im wdzięczni. Wiemy, że nie tylko my mamy takich klientów. Chcę przez to wszystko powiedzieć, że nie ważne, jak było do tej pory, jak bardzo wychodzimy poobijani z pandemii, bo to, że każdy z nas jest bardziej lub mniej obity jest bezsprzeczne, spróbujmy coś w przyszłości zmienić, szanujmy siebie nawzajem, ludzi z którymi pracujemy, szanujmy klientów i walczmy o szacunek dla siebie.

Artur Szczęsny wraz z Danutą Wałęsą, spotkanie w ramach cyklu "Teren Rebelianta".
Artur Szczęsny wraz z Danutą Wałęsą, spotkanie w ramach cyklu „Teren Rebelianta”.

Miało być o Tobie, a jest o branży, którą masz w sercu od wielu lat i bez której chyba sobie nie wyobrażasz życia?

Jak wspomniałem, mieliśmy wiele pomysłów co zrobić, jak się przebranżowić, ale znaleźliśmy sposób, aby przetrwać, wyjść mocniejszymi z tych doświadczeń i dalej robić to co lubimy. Te kilkanaście miesięcy to nowe przygody, wspólnie z meetingplanner.pl pod koniec roku zapoczątkowaliśmy cykl „Teren Rebelianta”, który miał być miejscem rozmów z osobami, które są w naszej branży lub z nią współpracują. Miał być trzymiesięczny cykl, a za chwilę będzie rok, jak pojawiają się rozmowy na tym kanale. Z rozmów o eventach ewoluowały one do lifestylowych, w których pojawiają się osoby, które nas inspirują, z których doświadczenia można czerpać, a do tego ten cykl, to taki rodzaj rozmów, jakie chcielibyśmy oglądać, a jakich jest coraz mniej. Robiony chałupniczo, grany na starych iPhone’ach, w miejscach, które pozwalają na wytchnienie i szczerą rozmowę. Nie jest to łatwe, ale daje mnóstwo satysfakcji. I wiesz co jest najważniejsze? Nie ważne ile dany materiał ma odtworzeń czy komentarzy. Ważne jest to, że sprawia nam to przyjemność.

A co poza tym?

Dalej jesteśmy, tworzymy, produkujemy eventy, na szczęście już nie tylko online! Za nami pierwsze wydarzenia zrealizowane w rzeczywistości, z prawdziwymi ludźmi na widowni, a nie wydrukowanymi kukłami. Jakie to uczucie? Powiem szczerze – jak żadne inne! Trochę parafrazując słowa Sylwestra Stallone – „kiedy mówię start, to tak, jakbym przekręcał kluczyk w stacyjce swojego samochodu. Przez chwilę czuć zapach palonej benzyny, a potem zaczyna się podróż w mniej lub bardziej znane”.

Rozmawiała Katarzyna Lipska-Konieczko

Artur Szczęsny – CEO w agencji Rebelia Media Group, którą prowadzi od 2008 roku. Fan CrossFit’u, dobrej książki i wydarzeń kulturalnych, dalekich podróży po świecie i Polsce. Szacunek, partnerstwo w biznesie to cechy, które ceni sobie najbardziej. Współtwórca i prowadzący kanału „Teren Rebelianta”.

Artykuł ukazał się w najnowszym wydaniu OOH magazine. Do pobrania TUTAJ.